07 października 2012

No i stało się ...


To, co wydawało się niemożliwe jeszcze kilka tygodni temu staje się coraz bardziej realne. PiS odzyskuje w sondażach poparcie. Skazany na bycie wiecznym drugim, nagle, po ostatnim sondażu, wysuwa się na czoło i uzyskuje solidną przewagę. Dla działaczy Platformy, którym po niezłych sondażach zaraz po ujawnieniu afery Amber Gold, skandalach związanych z nepotyzmem wydawało się, że nic im nie zaszkodzi, ostatnie wyniki muszą być jak zimny prysznic. Oczywiście z jednego sondażu nikt jeszcze nie będzie robił tragedii, tym niemniej może to być zapowiedź problemów jakie mogą dotknąć partię rządzącą.
Mniejsza o sondaże. Są zawsze i jedynie tylko barometrem aktualnych sympatii partyjnych. To co jest kluczowe dla systemu demokratycznego, to oczywiście wynik wyborów. Z tego punktu widzenia partia Tuska ma jeszcze spokojne ponad dwa lata rządzenia. Chyba, że sondaże na tyle szybko zaczną spadać, iż pod naciskiem tylnich szeregów w ławach sejmowych Donald Tusk będzie zmuszony do przeprowadzenia wcześniejszych wyborów byle tylko uratować cokolwiek z rozpadającej się partii zagrożonej wręcz rozpadem, jak to miało miejsce w przypadku AWSu. Oczywiście analogia jest zbyt daleko idąca a też jeden sondaż, niezależnie jak dobry dla PiSu nie musi wieścić dramatycznych konsekwencji dla Platformy Obywatelskiej. Tym niemniej Donald Tusk musi się też liczyć z takim scenariuszem, który wcale nie należy jedynie do kategorii science fiction.
Problemem Tuska zdaje się być dziś nie tyle nadaktywność publiczna Jarosława Kaczyńskiego i PiSu, ale raczej czas, w którym wyborcy zaczęli żądać od premiera wyłożenia kart na stół i głośno krzyczą sprawdzam. Liczne obietnice o zielonej wyspie, pracy dla każdego, także tych co zdążyli w czasach prezesa wyemigrować, mniej różnego rodzaju służb inwigilujących obywateli, realizacja obietnic zmian światopoglądowych – wszystko to po ponad pięciu latach rządów Tuska i Platformy Obywatelskiej - z grubsza rzecz ujmując - okazało się zwykłą iluzją tworzoną na potrzeby publiki. Donald Tusk nie zrobił nic, aby zmienić Polskę, uczynić życzliwszą dla obywateli, a dodatkowo jego ludzie okazali się równie, jeśli nie bardziej, podatni na błyskotki władzy, jak każda inna ekipa w tym kraju rządząca przed Platformą. Do tego doszły jeszcze problemy z synem za co akurat samego Tuska trudno winić.
Trudno już dziś przewidywać, czy sondaż, w którym PiS zyskuje przewagę to stały trend. Być może drugie expose Donalda Tuska zaplanowane na 12 października odmieni rysującą się tendencję. Niemniej pomijając absurdalność samego pomysłu z drugim expose (bo nie wiadomo jak traktować pierwsze wygłoszone wszak niecały rok temu) to jest to chyba ostatni już dzwonek dla wprowadzenia w życie zmian zapowiadanych ze swadą przez Tuska przy każdym kolejnym wystąpieniu publicznym. Pytanie otwarte jakie pozostaje, to czy po raz kolejny wyborcy dadzą się omamić słowom Tuska bez uzyskania choćby namiastki potwierdzającej, że Platformie zależy jeszcze na czymś poza utrzymaniem władzy. Przewodniczącemu Platformy trudno będzie bowiem po raz kolejny użyć argumentów z jego politycznego słownika popartego słowami: zaufanie, razem, miłość. Dziś, zważywszy na ponad pięcioletnie doświadczenie rządów Tuska, słowa te utraciły magiczną moc. Po raz kolejny premierowi nie uda się dotrzeć do niezdecydowanych wyborców słodkimi słowami i straszeniem zagrożeniem płynącym ze strony PiSu. Pamięć ludzka jest ulotna, a i sam Tusk nie daje już tej świeżości, wiary, że może odmienić oblicze Polski i że poza tym, iż jest młodszy i gra w piłkę coś jeszcze różni go od Jarosława Kaczyńskiego.
Do tego mogą, choć nie muszą rzecz jasna, dojść problemy wewnętrzne. Im gorsze wyniki Platformy tym wewnętrzne różnice będą się wyostrzać i wyraźnie dzielić, do dziś mimo wszystko skonsolidowaną wewnętrznie partię, która sprawnie, co trzeba oddać, radziła sobie z programowymi różnicami. Nie jest przecież tajemnicą, że choćby w sprawach światopoglądowych takie postacie jak Małgorzata Kidawa-Błońska czy Bartosz Arłukowicz z jednej strony a z drugiej Jarosław Gowin czy Jacek Żalek to dwa zupełnie odmienne polityczne światy. Do tego dochodzą jeszcze podziały wzajemnych sympatii, z których przy słabszym premierze zechce skorzystać odstawiony na boczny tor Grzegorz Schetyna, czujący, że właśnie teraz może nadejść jego czas. Zważywszy na publiczne poniżanie i rany jakich zaznał od Tuska ten polityk, to trudno oczekiwać, że będzie wsparciem dla słabnącego premiera. Już dziś notowania rządu są na wyjątkowo niskim poziomie co tylko dowodzi, że eksperyment z ministrami, którzy autorytet czerpią jedynie z nominacji Tuska nie zdaje egzaminu.
Premier Tusk musi sobie zdawać sprawę z powagi sytuacji. Jeśli za planowanym drugim expose nie pójdą konkretne działania, to przy nadchodzącej drugiej fali kryzysu, rosnącym społecznym niezadowoleniu, błędach w komunikacji z obywatelami, los jego rządu a przede wszystkim formacji może być przesądzony. Wówczas Donald Tusk, który miał szansę wpisać się do historii Polski złotymi zgłoskami będzie pamiętany jako ten, który nie tylko przegrał szansę na rozwój, ale jeszcze przyczynił się do powrotu PiSu do władzy. I choć, jak zauważą sceptycy, jeden sondaż nic jeszcze nie znaczy, to chyba też przyznają, że mając takie instrumentarium i możliwości jak Donald Tusk, podobny sondaż w rękach naprawdę dobrego premiera nie miałby szansy realizacji. 

Brak komentarzy:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...