24 czerwca 2015

Terlikowski, wolne związki, materac

Red. Tomasz Terlikowski znów snuje śmiałe tezy. Tym razem, na kanwie przykrych wydarzeń związanych z życiem osobistym Ryszarda Kalisza i jego byłej partnerki pani Ingi Pietrusińskiej, dowodzi, że wolne związki to de facto uprzedmiotowienie kobiet, które dla mężczyzny w takim związku stają się jedynie materacem.

Wszelkie generalizowanie niesie ze sobą zawsze duży margines błędu a czasem może być po prostu niesprawiedliwe. Tak jest z oceną przez Terlikowskiego wolnych związków. Nie przytaczając wyników żadnych badań twierdzi, że każdy tego typu związek to de facto oczekiwanie jednej ze stron związku zaspokojenia jedynie potrzeb seksualnych. W takim związku kobieta, wedle słów Terlikowskiego, staje się przysłowiowym materacem.

Ani to mądre, ani prawdziwe. Małżeństwo, co według Terlikowskiego jest najlepszym rozwiązaniem dla dwojga ludzi, nie gwarantuje samo z siebie, że którykolwiek z małżonków będzie inaczej traktowany, jak to sobie wyobraża redaktor Frondy, aniżeli w wolnym związku. Czyli jak materac. Tego nie zagwarantuje zawarcie małżeństwa. To może zagwarantować jedynie partnerstwo dwojga ludzi, wzajemna miłość i szacunek a to jest niezależne od tego, czy ktoś ma papier z urzędu stanu cywilnego lub od proboszcza.

Małżeństwo zresztą, co skrupulatnie pomija w swoim felietonie red. Terlikowski, nie gwarantuje trwałości związku ani jego bezpieczeństwa. Jak podają statystyki mamy w Polsce coraz więcej rozwodów. „W ubiegłym roku [2013 – przyp.aut.] na 181 tysięcy zawartych związków rozstało się 66 tysięcy par. Oznacza to, że wskaźnik rozwodów (czyli ich proporcja w stosunku do nowo zawartych małżeństw) wyniósł 36,4 proc. Okazuje się, że współczynnik ten z roku na rok rośnie. Jeszcze dekadę temu sięgał 25 proc., a w 2010 r. przekroczył 26,6 proc. (61,3 tys. rozwodów na 230 tys. małżeństw).” [Polacy rozstają się coraz częściej, Marta Tomaszkiewicz, Newsweek, 27.07.2014]. Trwałość małżeństwa jest więc pozorna i nie daje żadnej gwarancji bezpieczeństwa związku oraz uczciwości i wzajemnego poszanowania małżonków.

Można próbować zrozumieć przekonania pana Terlikowskiego, choć czuć w tym jakiś fałsz i lekceważący stosunek do kobiet. Jeśli z jednej strony uznaje, że wolne związki są złem samym w sobie generującym sytuacje niechciane i przykre a z drugiej pomija dość oczywiste i policzalne dane, że małżeństwo nie jest żadną gwarancją trwałości związku i jego bezpieczeństwa, to można mieć wątpliwości ile w tym szczerej troski a ile religijnej propagandy.

Sławomir Potapowicz [13 lat w szczęśliwym związku małżeńskim]

14 czerwca 2015

Cejrowski - mistrz niedopowiedzeń

Wojciech Cejrowski ma niewątpliwą umiejętność formułowania krótkich acz treściwych przekazów. W czasie kampanii prezydenckiej prosty w przekazie, krótki i wymowny spot z rozrywaniem plakatu urzędującego prezydenta zrobił więcej szkody kampanii Bronisława Komorowskiego aniżeli wszystkie inne mniej lub bardziej oficjalne filmy stworzone w sztabie Andrzeja Dudy. Tym razem, jako komentator rzeczywistości, udostępnia w sieci kolejną wypowiedź, w której domaga się prawa do odwołania posłów.
Mówiąc o instytucja odwołania (tzw. recall) piastuna danej funkcji, Cejrowski – stojąc na tle budynku Sejmu RP – podparł się w swej wypowiedzi argumentem o istnieniu tej instytucji w Polsce przed wojną (można założyć, że chodziło mu o okres międzywojenny) oraz wskazał, że tego typu rozwiązania funkcjonują zarówno w Kanadzie i USA.
Pomijając temat podstawowy, a więc czy instytucja ta jest potrzebna czy nie, warto przez chwilę skupić się na podanych przed podróżnika przykładach. Lektura przedwojennych konstytucji, ale i ordynacji wyborczych nie pozwala na stwierdzenie, że Cejrowski posłużył się prawdziwym argumentem. W II RP jasno i czytelnie określono kiedy następuje wygaśnięcie i utrata mandatu. Jednak trudno dostrzec jakikolwiek zapis, który upoważniałby do stwierdzenia, że istniał mechanizm odwołania posła przez wyborców (a przynajmniej autor wpisu nie znalazł!). Być może Cejrowskiemu chodziło o mandat poselski związany instrukcjami, ale to by wskazywało, że pomylił II RP z czasami przedrozbiorowymi. Wówczas to, mandat posła był ściśle związany instrukcjami sejmików szlacheckich co skutecznie zniosła, ustanawiając mandat wolny, dopiero Konstytucja 3 Maja.
Inne przykłady, na które się powołuje to Kanada i USA. Tu również można mieć wątpliwości co do rzetelności wypowiedzi Cejrowskiego. Skoro stoi na tle sejmu to można oczekiwać, że chodzi mu o parlamenty krajowe wymienionych jako przykłady krajów. Tak jednak nie jest. Instytucja recall rzeczywiście istnieje w Kanadzie i USA, ale na poziomie stanów i prowincji. Warto dodać, że w przypadku Kanady istnieje jedynie w jednej prowincji – Kolumbii Brytyjskiej i w zasadzie ani razu, od kiedy wyborcy mogą korzystać z tego instrumentu, nie została doprowadzona do skutecznego finału. Zawsze brakowało wymaganych podpisów do odwołania wcześniej wybranego przedstawiciela. Co istotne, w Kolumbii Brytyjskiej ta procedura odnosi się jedynie do osób wchodzących w skład prowincjonalnego organu ustawodawczego. Z kolei w USA katalog stanowisk podlegających instytucji recall jest znacznie większy, bo obejmuje stanowiska znajdujące się w obrębie legislatywy, egzekutywy jaki i judykatywy. To z kolei jest pokłosiem amerykańskiej tradycji i specyfiki, gdzie większość stanowisk szczebla stanowego jest obsadzana w drodze wyborów powszechnych.
Wielu widzów Wojciecha Cejrowskiego łatwo ulega magii prostych rozwiązań jakie przedstawia w swoich wypowiedziach. Szkoda, bo gdy przyjrzeć się bliżej proponowanym, z pozoru prostym rozwiązaniom, łatwo dostrzec, że ani one proste, ani tym bardziej tanie dla wyborców. A i też niewiele rozwiązują. Często prostsze i skuteczniejsze rozwiązania są już dostępne. Choćby weryfikacji naszych parlamentarzystów podczas wyborów. Tylko aby to zrobić, trzeba po prostu chodzić na wybory i w sposób przemyślany dokonywać skreśleń.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...