30 kwietnia 2012

Prezydent gorsza od zastępców

Życie Warszawy sprawdziło zeznania podatkowe najważniejszych warszawskich urzędników. Okazało się, że Pani Prezydent zarabia mniej niż jej zastępcy. W pierwszej chwili można odnieść wrażenie, że rzeczywiście "coś" jest niewłaściwego w systemie wynagradzania członków warszawskiego Zarządu. Warto jednak pamiętać, że Pani Prezydent jest między innymi ofiarą własnej niekonsekwencji, za którą płacą do dziś mieszkańcy Warszawy.


Wiceprezydent Warszawy Mirosław Czekaj zarobił w ubiegłym roku 323 tysiące w urzędzie miasta i dodatkowo 186 tysięcy zasiadając w radach nadzorczych. Między innymi Miejskiego Przedsiębiorstwa Taksówkowego. Pani Prezydent zarobiła z kolei jedynie 290 tysięcy. Jedynie, odnosi się rzecz jasna do zarobków jej zastępcy.
Wyższe zarobki jej zastępcy to także efekt niekonsekwencji w realizacji programu własnej partii. Warto w tym miejscu, jak mantrę, powtarzać słowa z programu wyborczego PO, pod którymi widniał podpis ówczesnej kandydatki na funkcję Prezydent, Pani Gronkiewicz-Waltz, a które brzmiały: "Są one (spółki miejskie - przyp.aut.) swoistą nagrodą dla lojalnych partyjnych funkcjonariuszy rządzącej partii, którzy obejmują w nich dobrze płatne posady prezesów, członków zarządów i rad nadzorczych."
Nic dodać, nic ująć. Mimo wielu haseł, obietnic, Pani Gronkiewicz-Waltz wraz z Platformą skutecznie nadal obsadzają zarządy i rady nadzorcze miejskich spółek. Być może Pan Czekaj jest członkiem RN MPT w nagrodę...tylko za co?!

29 kwietnia 2012

Żalek zwiastunem końca

Platforma Obywatelska wydawała się niezniszczalna. Tak było zaraz po ubiegłorocznych wyborach parlamentarnych i tak też było jeszcze na początku tego roku. Dopiero brak właściwej reakcji na protesty związane z ACTA pokazały, że coś w dobrze funkcjonującej partii władzy zaczyna szwankować.




Wbrew pozorom przejście Łukasza Gibały wraz ze współpracownikami z Platformy do Ruchu Palikota i spadające sondaże (choć wciąż wysokie) wcale nie musiały oznaczać, że Donald Tusk powinien odczuwać jakikolwiek niepokój. Nawet jeśli jego partia jest mniejsza niż w rzeczywistości - bo przecież nikt się nie przyzna czy martwe dusze jak w gorzowskiej Platformie, to zjawisko powszechne czy tylko wypadek przy pracy – Premier nie miał żadnych powodów by obawiać się o własną pozycję czy też o trwałość ugrupowania, któremu przewodzi prawie od zawsze. Śmiem twierdzić, że nawet reforma emerytalna nie jest przysłowiowym gwoździem do trumny. Przy przychylnych mediach, sympatii jaką Tusk potrafi wzbudzać znów mógłby oczarować publikę i liczyć na dobry wynik. Tym bardziej, że przecież wybory to tak naprawdę pieśń przyszłości. Zdawać by się mogło, że odległej.


Dziś, największym zagrożeniem dla trwałości Platformy jest ona sama. Nie ma większego sensu jakakolwiek analiza skąd są i jakie polityczne ścieżki przeszli najważniejsi liderzy PO. Sam Przewodniczący zaliczył wszak kilka ugrupowań. Jednak to co w Platformie zmieniło się na dobre, a co kilka lat temu wydawało się jej siłą, a dziś okazuje się słabością, to zróżnicowanie światopoglądowe. Dość skrzętnie i skutecznie udawało się partii rządzącej ukrywać wszelkie różnice. W każdym razie, jeśli nawet gdzieś toczyła się dyskusja między platformianymi tzw. konserwatystami a liberałami, to nigdy nie miała ona charakteru dyskusji ostatecznej i raczej wydawała się być jedynie drobną sprzeczką w łonie rodziny. Publicznie pokazywaną by zaraz potem szybką ją wygasić i dalej czarować wyborczymi hasłami dla każdego.


Obecne wystąpienia posła Żalka, śmiałe i twarde przedstawianie własnych postulatów przez Jarosława Gowina to jednak coś więcej, aniżeli jedynie pokrzykiwania słabszej części PO w obronie wartości, na których im zależy.


Klauzula sumienia dla aptekarzy czy ostatnio w zasadzie skuteczne zablokowanie na dłuższy czas prac nad ustawami regulującymi procedury zapłodnienia in vitro przez posła Żalka to nie tylko próba budowania własnej pozycji i wyjścia z cienia. Poseł Żalek nie jest posłem pierwszy raz. To jego kolejna kadencja. Dyskusja o uregulowaniu zapłodnienia in vitro trwa już prawie od sześciu lat zaś sprawa sumienia aptekarzy również nie jest rzeczą nową. Powstaje więc pytanie czemu akurat teraz poseł Żalek uznał, że nadszedł moment, w którym należy tak bardzo akcentować odmienność. Odmienne stanowisko od tego jakie prezentują władze klubu i sam Premier. Oczywiście nie odmawiam posłom konserwatywnym Platformy odwagi. Nie wykluczam również, że kierują się w swoim postępowaniu dobrem publicznym. Ale też trudno mi w to uwierzyć. Pomijam aspekt merytoryczny, bo zarówno w sprawie in vitro jak i klauzuli sumienia dla aptekarzy stoję po drugiej stronie barykady. Skłaniam się ku poglądowi, że w samej Platformie wiedzą już, że za najdalej trzy lata trudno będzie powtórzyć wyborczy wynik sprzed roku. To oznacza, że wielu z obecnych ponad 200 posłów PO nie zasiądzie ponownie w ławach poselskich. Dla wielu z tych ludzi będzie to oznaczało nie tylko utratę prestiżu społecznego związanego z pełnieniem mandatu. Przede wszystkim będzie to utrata intratnej pozycji zawodowej, dobrej, stałej pensji i innych życiowych udogodnień, takich jak darmowe przeloty, przejazdy komunikacją miejską czy koleją, na które parę lat temu złorzeczył sam Tusk.


Poseł Żalek zaczął więc budować swoją publiczną pozycję. Były działacz UPR, LPR i PiS a obecnie PO jak wielu podobnie mu myślących uznał, że czas najwyższy na szukanie własnego kapitału, który przy spadających sondażach Platformy, słabnącej pozycji Tuska może być niezbędny do wypracowania sobie dobrej pozycji na liście kandydatów w przyszłych wyborach bądź stanowić dobry kapitał dla jakiegoś transferu lub budowania nowej platformy wyborczej. Sęk w tym, że takich jak Żalek jest w PO więcej. Schowanych dotychczas w drugim szeregu, niewidocznych, słowem żadnych. Ale to właśnie oni są najbardziej niecierpliwi i najszybciej odczuwają wszelkie wewnętrzne turbulencje. I to właśnie od nich zacznie się proces erupcji PO. Początkowo dość niemrawe i szybko wyciszane wewnętrzne różnice już dziś zaczynają osiągać rezultaty spraw stawianych niemalże na „ostrzu noża” i urastają do rangi spraw wagi państwowej. Dryfujący na granicy większości parlamentarnej Tusk zdaje się być w tych sporach partnerem słabym. Mimo ogromnego sukcesu i przede wszystkim świadomości, że sukces wyborczy był głównie jego dziełem musi też mieć poczucie coraz mniej trwałych relacji w samej PO. Bagatelizowane przez lata, odsuwane na drugi plan różnice światopoglądowe powoli stają się obciążeniem i balastem dla partii rządzącej a nie motorem debat i wypracowywania dobrych rozwiązań dla Polski.


Warto więc śledzić poczynania takich posłów jak Żalek, bo to oni są najlepszym wskaźnikiem aktualnych nastrojów w klubie i w partii. Słowem, im głos posła „Żalka” będzie ostrzejszy tym wyraźniejszy będzie koniec Platformy. Im bardziej spór światopoglądowy będzie dzielił tym trwalsze i silniejsze podziały. Sęk w tym, że chyba nikomu już nie zależy na sklejaniu partii, która rządzi drugą kadencję. Bo chyba nawet samym działaczom PO trudno uwierzyć, że to co wydawało się niemożliwe przed ubiegłorocznymi wyborami uda się powtórzyć po raz trzeci. A wówczas dla wielu z nich zabraknie miejsc nawet w ławach opozycji.

Panorama Budziszyna


28 kwietnia 2012

Bez klasy

Nie pierwszy raz Hanna Gronkiewicz-Waltz zachowuje się jak dziecko w piaskownicy. Tym razem przekroczyła jednak granice śmieszności i pokazała jak bardzo małym jest człowiekiem. Brak nagrody kwartalnej dla burmistrza Guziała z Ursynowa jest w końcu zwykłą podłością, która ludziom z klasą jest po prostu obca.




Historii Piotra Guziała nie trzeba przypominać. Media lokalne i ogólnopolskie szeroko opisywały jego perypetie i klubu Nasz Ursynów związane z przejęciem władzy w dzielnicy Ursynów. Dodajmy, że zgodnie z prawem i logiką większości, która rok temu się ukształtowała. Pech w tym, i na nieszczęście dla Guziała, w logice tej zabrakło miejsca dla Platformy. Cóż, demokracja ma swoje prawa i nie zawsze można mieć wszystko. Prezydent Warszawy zaraz na początku drugiej kadencji samorządu zdawała się o tym zapominać. Szczęśliwie dla jakości rządów w Warszawie sama, bądź ktoś jej podpowiedział "poszła po rozum do głowy" i zaniechała mocno wątpliwych prawnie działań zmierzających do pozbawienia władzy nowej koalicji na Ursynowie. Słowem można było wnioskować, że uszanowała wyniki wyborów i zaniecha działań, które niewiele mają wspólnego z samorządnością.
Ursynów nie jest ani jakimś szczególnym miejscem na mapie Warszawy ani też nie jest jak sądzi wielu zdecydowanie lepszym miejscem do życia niż inne dzielnice. Ot, jedna z 18 warszawskich dzielnic. Może tylko w przeciwieństwie do innych samorządów lokalnych, rządzonych przez działaczy PO, na Ursynowie wykonanie budżetu inwestycyjnego za ubiegły rok było jednym z najwyższych w Warszawie i wynosiło 92 %. Także dochody dzielnica wypracowała na przyzwoitym poziomie, wyższym aniżeli zakładano to w budżecie. Nie przeszkodziło to Hannie Gronkiewicz-Waltz ukarać burmistrza z Ursynowa. Nie przyznała mu kwartalnej nagrody. Pozostali burmistrzowie, mający gorsze rezultaty w zarządzaniu jednostkami samorządowymi, nagrody oczywiście dostali.
Między bajki można włożyć tłumaczenia władz Warszawy, że za decyzją Pani Prezydent stały względy merytoryczne. Jakoby Guział ""wybiegł przed szereg" i bez konsultacji z Ratuszem chciał przyłączenia do Ursynowa Gminy Józefosław. To kłamstwo, na które nabrać może się tylko sama Pani Prezydent i jej otoczenie. 
Niestety Gronkiewicz-Waltz po raz kolejny pokazała słabość. A szkoda, bo na jej słabościach traci miasto a nikt nie zyskuje. Szkoda także dlatego, że jej prezydenturę będziemy pamiętać przez pryzmat takich własnie małostkowych zachowań, które nie służą Warszawie. 

Droga


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...