27 października 2007

O co chodzi Gronkiewicz-Waltz?!

Z uwagą wysłuchałem a potem przeczytałem wywiad z Panią Hanną Gronkiewicz-Waltz w audycji Radia RMF i Newsweek'a. Kilka uwag wygłoszonych przez Prezydent miasta zwróciło moją uwagę. Niestety nie potrafię zrozumieć o co jej chodziło, więc może ktoś z czytelników naszego portalu ma pomysł i mi podpowie. Odpowiedzi proszę przesyłać na nasz adres mailowy, zaś niżej prezentuję cytaty, gdzie pojawiły się moje wątpliwości ze zrozumieniem Pani Waltz.
Wątpliwość 1. O Janie Rokicie: "To jest politycznie niepoważne i to już jest sprawa Nelly Rokity, która - rozumiem - odesłała swojego męża na ławkę do poczekania, do czasu aż ona się zrealizuje politycznie i w małżeństwie ma prawo tak zrobić, ale nie może być takiej schizofrenii, że mąż jest w jednej partii, a żona w drugiej". Pamiętacie Państwo jak kiedyś w jednym z programów Tomasza Lisa "Co z tą Polską?" Gronkiewicz wydzierała się na posła Brudzińskiego z PiS, że jest seksistą i nienawidzi kobiet bo śmiał do niej publicznie powiedzieć, że jest damą. Nie o słowa posła jednak chodzi, ale Prezydent Warszawy. Jak bowiem rozumieć, co autor chciał nam powiedzieć. Że żona ma się męża słuchać i być jego alter ego, czy może na odwrót. Jakby nie patrzeć, to chyba seksizm. Słowem mąż i żona nie mogą się różnić w poglądach politycznych. Chyba, że ktoś ma inne wyjaśnienie tej zagadki przemyśleń Pani Waltz?!
Wątpliwość 2. Personalia spółek Skarbu Państwa. "Generalnie trzeba przepatrzeć szybko budżet, odpolitycznić wszystkie spółki Skarbu Państwa (...). Na drodze konkursów, ale - myślę - musi to być przede wszystkim odpolitycznienie, tzn. to muszą być osoby, które mają bardzo duże doświadczenie w Polsce i za granicą, są świetnymi finansistami - oni powinni być menadżerami. I przede wszystkim pracować do końca, żeby nie było więcej pokusy.. ". No jak to jest? No słusznie prawi Gronkiewicz-Waltz. Ale mam jednak wątpliwość, bowiem sięgam pamięcią do zdarzeń opisywanych przez Gazetę Wyborczą a związanych z obsadzaniem i zawłaszczaniem spółek miejskich i wojewódzkich. Pamiętacie Państwo jak to było i jacy ludzie byli mianowani. Może więc ktoś będzie umiał mi wyjaśnić tę rozbieżność, która powstaje po zderzeniu rzeczywistości samorządowej, w której obraca się Pani Prezydent z wypowiadanymi przez nią słowami.
Wątpliwość 3. Eliminacje. "Legia będzie gotowa na eliminacje. Myślę, że to będzie wkrótce. Ja specjalnie to wywołałam, żeby to nie było na ten rządu, żeby minister podjął w ciągu kilku tygodni podjął ostateczną decyzję, a na razie ministra jeszcze nie ma". O jakie eliminacje chodzi Pani Prezydent. Bo mi się zdaje, że kraj który organizuje mistrzostwa Europy w piłce nożnej, w żadnych eliminacjach nie uczestniczy. Słowem, albo Gronkiewicz ma braki w zakresie piłki nożnej, albo.... no właśnie, może ktoś mnie oświeci!
Wątpliwość 4. Stadion Narodowy w Wawrze. "Nie gdzie są tory wyścigów konnych, bo to jest zabytek, tylko obok. A może Wawer, który może jest trochę za mały, ale tam też jest. Myślę, że jest kilka takich miejsc". Nareszcie, wszyscy złośliwcy, którzy wyśmiewali mój piękny Wawer dostali pstryczka w nos. Mój Wawer, w którym się wychowałem i znam znacznie lepiej niż mieszkająca w nim od kilku lat Prezydent Warszawy, dzięki jej doskonałym pomysłom może gościć najlepsze europejskie drużyny. Tylko gdzie? Ja jestem ZA, ale gdzie w Wawrze może powstać stadion? No gdzie? Proszę o pomoc bo choć w Wawrze spędziłem 29 lat...to odpowiedzi na tak postawione pytania nie znajduję.
Osobom, które zechcą wyjaśnić moje wątpliwości i zechcą przetłumaczyć co miała na myśli Pani Prezydent, będę dozgonnie zobowiązany.

23 października 2007

chapeau bas

Zwycięstwo Platformy jest niekwestionowane. Chapeau bas, kapelusz z głowy, wynik jest rzeczywiście imponujący. Można się zastanawiać skąd tak nagły przypływ sympatii dla liderów Platformy, skąd ta niezwykła wiara w narodzie w obiecany przez Tuska cud.


Może zmęczenie dotychczasowym premierem osiągnęło już apogeum a może naród uwierzył, że szybko może być lepiej, więcej autostrad, dobrze zarabiających pielęgniarek i lekarzy, więcej młodych już nie wyjedzie do Irlandii....a może jeszcze coś innego.


Niektórzy wskazują, że przyczyna porażki PiS tkwi w przegranej przez Kaczyńskiego debacie telewizyjnej i nieporadnej próbie wykorzystania afery łapówkarskiej w roli głównej z posłanką PO Beatą Sawicką. Pewnie rację mają ci, że wiele osób nie zważając na chciwość i przestępstwo jakiego dopuściła się członkini PO, została przekonana łzami posłanki o wyjątkowej tragedii jaka dotknęła zarówno ja jak i jej rodzinę. Fakt, bagno jakie zafundowała sobie i swoim bliskim, może budzić współczucie.


Nie twierdzę jednocześnie, że sukces PO opiera się na współczuciu wywołanym łzami posłanki Sawickiej. Przeciwnie, dostrzegam pracę jaką wykonano i chylę czoła przed zwycięzcami. Ale dla nich to dopiero początek. Ciekawe czy wyciągną wnioski z nauki jaką dał im premier Kaczyński. I ciekawe czy mając wszelkie instrumenty władzy publicznej posuną się do działań, jakie stosowali wewnątrz partii. Władza rozpieszcza, a grono klakierów tylko dodaje odwagi do podejmowania szaleństw i sprzyja myśleniu o bezkarności. Ciekawe, czy zabraknie im wyobraźni....ciekawe! W każdym razie najpóźniej za 4 lata, dowiemy się!

20 października 2007

...a może we wtorek...

Otwarcie ulicy w poniedziałek - tak brzmi tytuł artykułu zamieszczonego w Dzienniku. Odnosi się do rzeczy banalnej. Terminu otwarcia remontowanej od wielu tygodni ulicy Puławskiej. Dzięki "sprawności" władz Warszawy nikt nie może dokładnie powiedzieć kiedy to nastąpi. Słowem, jeśli nie w poniedziałek, to może we wtorek...a jak się nie uda, to może w środę...

Wiceprezydent Warszawy Jacek Wojciechowicz zapewniał, że Puławska będzie otwarta w środę, a najpóźniej w czwartek. Dziś, Bogu dziękować, mamy sobotę. A otwarcia jak nie było, tak nie ma. Gronkiewicz-Waltz zapewnia, że nastąpi w poniedziałek, i że nie bierze odpowiedzialności za słowa swojego Wiceprezydenta.

Pomijam rozbieżności w ustaleniu terminu otwarcia tej niezwykle ważnej dla komunikacji w Warszawie ulicy między najważniejszymi w mieście urzędnikami, ale odżegnywanie się od słów własnego podwładnego, jednego z najbardziej zaufanych to już przejaw wyjątkowej głupoty i to nie tylko politycznej. Przyznaję, że z podobnym zachowaniem spotykam się po raz pierwszy. Choć z drugiej strony, gdyby przyjrzeć się polityce PO w Warszawie i przypomnieć sobie choćby odwołanie przewodniczącego Rady Warszawy dlatego, że zbyt mocno popierał Prezydent miasta, to czego można się spodziewać po reszcie tych pożal się Boże lokalnych politykierów.

Wróćmy jednak do Puławskiej. W trakcie, gdy władze Warszawy szukają wspólnego terminu otwarcia kierowcy nadal muszą szukać innych dróg dotarcia do centrum miasta. Nie należę, delikatnie rzecz ujmując, do entuzjastów obecnych władz Warszawy. Szczerze jednak przyznam, że życzę im szybkiego ukończenia i otwarcia dla ruchu Puławskiej. Bynajmniej nie dlatego, że moje uczucia do Pani Prezydent uległy zmianie. O nie! Na to liczyć nie może. Po prostu, nie chcę dłużej stać w korkach.

08 października 2007

O 100 procentowych warszawiakach raz jeszcze

Obiecałem sobie, że nie będę więcej znęcał się nad nieudolnością polityków warszawskiej PO. Co jednak mam począć, kiedy sami kreują tematy na nasz portal. Niewiele czasu musiało minąć i mój ulubieniec, wybitny polityk i analityk zarazem, Andrzej Halicki musi zaklejać własne billbordy.

Jak donosi Rzeczpospolita hasło, które zamieścił na swoich materiałach (przypomnijmy jak brzmiało: Warszawiak na 100 procent) tak zdenerwowało władze krajowe PO, że teraz jego plakat będzie bez wyborczego sloganu. Trudno się dziwić zdenerwowaniu kreatorów kampanii Platformy, bowiem może ono trafiać do wyborców, ale na pewno nie przekona tych, co chcieli głosować na lidera PO – Donalda Tuska, gdańszczanina i Kaszuba.

Biorąc pod uwagę decyzję władz Platformy problem będą mieć jednak wszyscy kandydaci Platformy, którzy kandydują z warszawskich list. Można sobie bowiem zadać pytanie, czy przyznanie się do warszawskich korzeni nie będzie odczytane jako faux-pas. Skoro lider nie życzy sobie, aby 100 procentowy warszawiak – Andrzej Halicki, przyznawał się do swoich korzeni, to znaczy, że nikt się do nich nie przyzna. Pamiętam, że w poprzedniej kampanii wyborczej jedna z kandydatek PO do Parlamentu miała hasło, które, o ile dobrze pamiętam, brzmiało następująco: „W Warszawie od pokoleń”. Przyznam, że było i jest bardzo trafione. Założę się jednak, że w tych wyborach już go nie użyje. Czy to znamiona wewnątrzpartyjnej psychozy? Sądzę, że tak.

W ogóle warto w sposób szczególny przyjrzeć się materiałom kandydatów PO i sprawdzić czy którykolwiek z nich będzie pisał cokolwiek o związkach z Warszawą?! A może obecnie „trendy” jest pisanie na materiałach wyborczych na przykład takich treści: widziałem polskie morze, kocham mewy, widziałem Gdańsk, zawsze czułem się Kaszubem etc.

Skądinąd zabawnie brzmiał lider listy PO w Poznaniu Waldy Dzikowski w programie emitowanym w TVN24 w pojedynku z Zytą Gilowską. Zarzucił jej, że jest spadochroniarzem i że dziwi go, że nie kandyduje z Lublina. Ciekawe czy podobnie dziwił się, gdy Tusk decydował się na kandydowanie z Warszawy. Na to pytanie odpowiedzi niech udzielają jednak kandydaci PO z Warszawy, co to chyba będą mieć problem, aby w kampanii przyznać się, że są z Warszawy.

07 października 2007

W ilu procentach Tusk jest warszawiakiem?!

Wybitny PR-owiec Platformy, Andrzej Halicki, wyprodukował billbord, na którym zamieścił hasło: „Warszawiak na 100%”. Nie wiem, co ma mówić to hasło o Halickim. Z pewnością jednak mówi dużo o liderze listy, z której kandyduje sam Halicki. Lider Platformy otwierający jej listę w Warszawie, takiego hasła nie mógłby bowiem zamieścić.
Donald Tusk jest typowym spadochroniarzem na listach PO w Warszawie. Nigdy nie miał nic wspólnego z Warszawą, zawsze był w niej gościem, czy to jako turysta, czy też służbowo wykonując obowiązki zawodowe związane z pełnieniem od wielu lat mandatu parlamentarzysty. Nikt w Warszawie, przy zdrowych zmysłach, nie będzie w stanie powiedzieć, choć jednej dobrej rzeczy (złej oczywiście też) o działalności Tuska w naszym mieście. Nie można, bowiem człowiek ten nie ma nic wspólnego z Warszawą.
I trudno mieć mu za złe, że zwykle zajmował się swoim okręgiem wyborczym. W końcu jest z Gdańska i zawsze reprezentował w Parlamencie Pomorze. Za to Tuska winić nie można. Wykonywał swoje obowiązki. Lepiej lub gorzej, nie mnie oceniać, ale konsekwencją tego jest proste stwierdzenie, że Tusk w Warszawie jest ciałem obcym.
Do partii należy decydowanie, jakich ma liderów i kogo wystawia na listach. PO podjęła decyzję, że pierwsze, prestiżowe miejsce w Warszawie dostanie jej lider. Trochę, jak sądzę, ma to związek ze słabością obecnych, warszawskich struktur PO. W ogóle Platforma ma problem z liderami. Odkąd skutecznie „dwór Tuska” wycina wszystkich wyróżniających się ponad przeciętność, na pierwszych miejscach list PO odnaleźć można postacie mało znane lub całkiem anonimowe.
Nie inaczej jest z Andrzejem Halickim. Choć jego polityczna kariera zaczęła się w Kongresie Liberalno-Demokratycznym (przypomnijmy: pierwsza partia Tuska) to później znikł on na kilka lat zajmując się „biznesem”. Wrócił wraz z Gronkiewicz-Waltz dzięki Schetynie i Tuskowi a nie własnym umiejętnościom czy skuteczności w działalności politycznej.
Zabawne jest jednak to, że jego kampania wizualna, plakatowa, billbordowa opiera się na haśle, które ma go odróżniać od lidera własnej listy. O Tusku można bowiem powiedzieć wszystko, ale na pewno nie to, że jest 100% warszawiakiem. Zresztą trudno byłoby o nim powiedzieć, że w ogóle w jakimkolwiek procencie jest warszawiakiem. Słowem, wyborcy PO mają prosty wybór: albo głosujesz na 100% warszawiaka Andrzeja Halickiego, albo na spadochroniarza Tuska. Taki bowiem przekaz można odczytać z hasła kandydata na posła Andrzeja Halickiego.
I co tu się dziwić, że Platforma, która zaczynała kampanię z kilkuprocentową przewagą nad PiS dziś według wszystkich sondaży jest za PiSem. No ale cóż…jak się ma takich specjalistów od PRu, to co tu się dziwić?!

02 października 2007

Wszystkiemu winni piskorczycy

Odnoszę wrażenie, że obecnie w Platformie nieObywatelskiej każdy, któremu coś nie wyjdzie ma proste wyjaśnienie dla swoich niepowodzeń. Wszystkiemu winien jest Piskorski i osoby z nim współpracujące. Nie inaczej jest z wynurzeniami mocno sfrustrowanego, niedoszłego senatora z ramienia PO niejakiego Grzegorza K-Z. Z litości nie wymienię jego nazwiska.

Otóż, jak można wnioskować z artykułu red. Jana Fusieckiego zamieszczonego w Gazecie Stołecznej, niejaki Grzegorz K-Z nie zdołał zebrać wymaganych podpisów pod własną kandydaturą. 3000 podpisów przerosło możliwości tego wybitnego polityka współczesnej Polski. Wyjaśnienie zagadki jest tyleż proste, co jakże przewidywalne. To wina tzw. „piskorczyków”. Tym razem okazał się nim Andrzej Szklarski. Nie wiem czy powinienem wyrażać publicznie ubolewanie w stosunku do Andrzeja z powodu kolegów partyjnych, z jakimi musi współpracować, bowiem może mu to tylko zaszkodzić. Przekonywać publicznie, że jest człowiekiem niezdolnym do sugerowanych publicznie wobec niego oskarżeń też nie powinienem prostować, bo może to być jedynie gwóźdź do trumny jego politycznej kariery w PO. Słowem, jako znany piskorczyk, powinienem o Andrzeju wyrażać się jak najgorzej odsądzając go od czci i wiary, aby tacy ludzie jak Grzegorz K-Z nie mieli używania na osobach, które zasługują na sympatię i szacunek. Tylko jakoś nie mogę. I chyba Andrzej mi wybaczy, że ani nie potrafię, ani nie chcę o nim źle pisać – bo kłamać nie umiem.

Dlatego pisząc prawdę i tylko prawdę przypominam sobie jak często w gabinecie Pawła Piskorskiego widywałem działacza PO, niejakiego Grzegorz K-Z. Jak zabiegał o spotkania, jak zapraszał na konferencje, jak często ściskał mu dłoń i jak bardzo zależało mu być w gronie kolegów …. może nawet chciał być piskorczykiem!!!

I tylko niesmak pozostaje, jak bardzo ludzie się zmieniają. Dobrze, że choć niektórzy, jak Andrzej pozostają przyzwoici. Dla jego dobra w tych szalonych i chorych czasach, jakich przyszło nam żyć – nazwiska nie wymienię.

11 września 2007

Sabotaż czy głupota?!

Jak donosi Gazeta Stołeczna kierowany przez kandydata Samoobrony w wyborach samorządowych A.D. 2006 ZTM w Warszawie, podjął decyzję o blokadzie dla transportu prywatnego. Teraz mieszkańcy podwarszawskich miejscowości bądź na rogatkach bądź najdalej na rondzie Waszyngtona lub Dworca Wschodniego będą zmuszeni do szukania innego środka transportu, aby dostać się do centrum miasta. Jeżeli decyzja ta ma usprawnić komunikację w Warszawie, to życzę szczęścia.
Warszawa jest dziś miastem, któremu bardzo blisko do całkowitego paraliżu komunikacyjnego. Kto dziś porusza się komunikacją miejską bądź własnym środkiem lokomocji to wie, że na przejazd z dawnych gmin tzw. „wianuszka” do centrum traci się niepotrzebnie już nie minuty, ale wręcz godziny. Źle zaplanowane remonty, brak koordynacji i chyba zwykła nieudolność urzędników ratusza kierowanego przez Gronkiewicz-Waltz są przyczyną zapaści jaką przeżywamy na warszawskich drogach. Rację mają ci, którzy powtarzają, że tak źle jeszcze nigdy nie było.
Żeby tego było mało władze miasta wpadły na kolejny genialny pomysł. Ograniczenie transportu prywatnego w Warszawie. Pomijam, że partia, która uważa się za spadkobierczynię tradycji liberalnych i wolnorynkowych podejmuje rękawicę i rzuca kłody transportowi prywatnemu, skutecznie go ograniczając, to przecież decyzja ta może mieć i z pewnością będzie miała dość dramatyczne skutki dla transportu w samym mieście.
Po pierwsze, dotychczasowi pasażerowie prywatnej komunikacji przesiądą się, o ile posiadają, do własnych samochodów.
Po drugie, jeśli nie posiadają własnego środka lokomocji, będą próbowali wcisnąć się do i tak zatłoczonych autobusów lub tramwajów warszawskich. Nie daj Boże, aby wsiadali do nowo zakupionych, te bowiem dość często ulegają awariom.
Po trzecie, jak zsumujemy po pierwsze i po drugie, wychodzi kompletna bzdura, bowiem zwiększa się liczba prywatnych samochodów na warszawskich drogach a po drugie komunikacja miejska staje się mniej przyjemna dla pasażerów i skutecznie ich zniechęca do dalszego z niej korzystania. Summa summarum mamy większe korki i mniej osób korzysta z komunikacji miejskiej.
Czekamy na kolejne genialne pomysły władz miasta!

04 września 2007

Nie chcę Was na moim moście

Czytam i własnym oczom nie wierzę. Radni Żoliborza przegłosowali uchwałę do władz Warszawy, aby te wstrzymały się z budową tzw. mostu Krasińskiego. Po prostu ręce opadają.
Wszelkie dyskusje na temat konieczności budowy kolejnych przepraw przez Wisłę w Warszawie wydawały mi się z gruntu niepotrzebne i bezzasadne. Sądziłem, że z oczywistościami się nie dyskutuje. Nikt dotychczas nie negował potrzeby większej liczby mostów w i tak mocno zakorkowanej stolicy. Ostatnie dni pokazują, że przy braku przepraw i nieudolnych rządach władz miejskich Warszawa staje się jednym wielkim KORKIEM.
A tu proszę… jak donosi Rzeczpospolita radni dzielnicy Żoliborz nie chcą kolejnej przeprawy. Radny Platformy tak to uzasadnia: „- Most Krasińskiego nie jest nam na razie potrzebny - mówi radny Adam Kalinowski (PO), pomysłodawca uchwały. Według niego w pierwszej kolejności powinien powstać most Północny. - Tamtędy pojedzie ruch tranzytowy i tiry, więc z naszego mostu można na razie zrezygnować. To w końcu tylko lokalna przeprawa – przekonuje” (Żoliborz nie chce mostu Krasińskiego, Rzeczpospolita 04.03.2007 r.). Radnym Żoliborza przeszkadza, że ich dzielnica może stać się poligonem nowych tras dla zmotoryzowanych, gdy nie powstanie most Północny.
Trzeba przyznać, że biorąc pod uwagę zdolności obecnych władz, po których roku rządów można już wyciągać wnioski w zakresie ich umiejętności rozwiązywania problemów inwestycyjnych, że jest to opinia wielce prawdopodobna (oczywiście i tylko w zakresie budowy nowych przepraw). Szanse na powstanie mostu Północnego są znikome. Szkoda jednak, że nie zadali sobie pytania, co się stanie, gdy obok niewybudowanego mostu, remontowi zostanie poddany most Grota-Roweckiego. Jeśli liczą, że ruch przez Wisłę będzie się odbywał z dala od ich dzielnicy, choćby przez most Siekierkowski, to są w błędzie. Więcej, jest to most, przez który można się dostać do mojej dzielnicy – Pragi Południe. A skoro oni nie życzą sobie mojej obecności w ich dzielnicy i uniemożliwiają mi przeprawę przez Wisłę mostem Krasińskiego – to ja im odpowiadam: nie chcę Was na moim moście. Po prostu, nie i koniec! Jedźcie sobie do … zresztą co mnie to obchodzi!

22 sierpnia 2007

Limuzyna radnej Krajewskiej

Gazeta Fakt podaje ostatnio ciekawą informację. Oto Przewodniczący i Wiceprzewodniczący Rady Warszawy podróżują po Warszawie służbowymi limuzynami. Nie ma w tym nic odkrywczego, bowiem jeździli nimi także w poprzedniej kadencji. Podatnik powinien się tylko modlić, żeby liczba wiceprzewodniczących znacząco się nie zwiększała.
W kadencji 2002-2006 byłem radnym Województwa Mazowieckiego. Wówczas spośród radnych jedynie Przewodniczącemu Sejmiku przysługiwała służbowa limuzyna. Sądzę, że można to zrozumieć. Z racji obowiązków związanych z reprezentowaniem województwa przewodniczący sejmiku stosunkowo często przemieszcza się po województwie, gdzie reprezentuje Sejmik. Przyznanie mu więc samochodu służbowego wraz z kierowcą uważam za racjonalne i uzasadnione. Jego zastępcy, co podkreślam, samochodów służbowych nie posiadali.
Mogę też zrozumieć, że samochód otrzymuje przewodniczący Rady miasta. Z kolei samochody służbowe dla wiceprzewodniczących rady miasta Warszawy, to już chyba przesada.
Oto, jak podaje Fakt, wiceprzewodnicząca z Platformy Ligia Krajewska korzysta z samochodu nie tylko do celów służbowych, ale też prywatnych. Co więcej, powiada nawet (cytuje za Faktem), że jest na urlopie więc korzysta z możliwości podróżowania po Warszawie za pieniądze podatnika. Trudno się dziwić radnej Warszawy w końcu z Wesołej do centrum to jednak kawałek, a podróż samochodem służbowym z kierowcą jest przyjemniejsza niż „tłuczenie się” własnym wozem czy komunikacją miejską. Zwłaszcza, że nowe tramwaje nie dojeżdżają do Wesołej, a nawet jakby, to i tak się psują zaraz po wyjechaniu z zajezdni.
Trudno się więc dziwić radnej Krajewskiej, że za pieniądze podatników bezwstydnie korzysta z przywilejów władzy, które w jej przypadku nie znajdują żadnego uzasadnienia. Teraz trzeba tylko poczekać, jak tanie państwo będzie budować PO. Jak to mówią: POwodzenia!

03 sierpnia 2007

Powstanie Warszawskie na stronach partii

Większość liderów politycznych coraz częściej i głośniej mówi o heroizmie walki powstańczej. Większość wspomina też o konieczności pamiętania o bohaterstwie Warszawy i jej mieszkańców. To bardzo dobrze. Tak powinno być w każdym kraju, który chce budować swoją tożsamość i zachować pamięć historyczną.
Narzędzia, jakimi dysponują politycy i ich partie są obecnie niezliczone. Przyjrzałem się najprostszemu, ale chyba też najbardziej dostępnemu w Warszawie, jakim mogą posługiwać się politycy, by pamięć o powstańczej Warszawie była wieczna. Strony internetowe. Poniżej prezentuję mój własny, króciutki raport a raczej przegląd ze stron internetowych partii parlamentarnych.
Zaczynam od mojej „ulubionej partii” – Platformy Obywatelskiej RP. Adres strony: www.platforma.org. Ostatnia wiadomość na stronie głównej z 23 lipca dotyczy tragicznego wypadku polskich pielgrzymów we Francji. O Powstaniu Warszawskim ani słowa. Ze względu na sympatię do tego ugrupowania sięgam jeszcze do strony warszawskiej PO. Niespodzianka. Jest krótka notatka o wybuchu powstania. News wrzucony 1 sierpnia o godzinie 12.15, tytuł: 63. rocznica Powstania Warszawskiego (adres strony http://www.warszawa.platforma.org/).
Prawo i Sprawiedliwość – www.pis.org.pl. Pierwsza informacja w aktualnościach dotyczy powstania. Dodatkowo kilka linków do wydarzeń towarzyszących, w których uczestniczyli politycy tego ugrupowania oraz oddzielny link do zdjęć z uroczystości upamiętniających powstanie. Pełen profesjonalizm.
Kolejne ugrupowanie to: SLD. Zaglądam na stronę www.sld.pl. Trochę ciężko się przebić przez tę stronę, ale w aktualnościach pod datą 1 sierpnia widnieją cztery informacje. Żadna nie dotyczy Powstania Warszawskiego.
Kolejna partia to Samoobrona. Adres strony www.samoobrona.pl. Niestety także ta witryna nie zawiera informacji o Powstaniu Warszawskim.
Następnie LPR. Na portalu www.lpr.pl jest krótka notatka zatytułowana: 63 lata temu wybuchło Powstanie Warszawskie. I tyle. Jak na partię odwołującą się do wartości narodowościowych, wyzwoleńczych – można było oczekiwać więcej. Niezaprzeczalny jest jednak fakt, że o powstaniu nie zapomniano.
Kolejne ugrupowanie to PSL. Adres strony www.psl.pl. Trochę skomplikowane dojście do aktualności, ale jeśli czegoś nie przeoczyłem (a nie sądzę) to na stronie chłopo-rolników nie ma śladu o powstaniu.
Tym razem podsumowania nie będzie. Niech każdy warszawiak sam wyciągnie wnioski.

02 sierpnia 2007

Nie chwalcie dnia przed nocą

Kilkanaście dni temu Burmistrz Dzielnicy Żoliborz ogłosił darmowy Internet w całej dzielnicy. Piękny pomysł, piękna idea, po prostu tylko przyklasnąć. Wielu mieszkańców Żoliborza już zacierało ręce i cieszyło się na samą myśl, że będą mogli korzystać z bezpłatnych połączeń. I szybko się rozczarowali. Decyzja Ratusza jest jednoznaczna.
Niektórzy politycy Platformy mają tendencję do chwalenia się projektami tak, jakby były już zrealizowane. Nie wiem, czy wynika to z chęci błyszczenia przed kamerami telewizji lokalnej czy też może z głębokiej wiary w realizację swoich pomysłów. Jakby nie zdawali sobie sprawy, że mimo głoszonych przez PO haseł o decentralizacji m.in. decyzji finansowych obecnie ich wpływ na rzeczywistość jest niewielki, by nie powiedzieć żaden.
Podobnie stało się z jakże pięknym, godnym poparcia pomysłem bezpłatnego internetu na Żoliborzu. Jeszcze nie do końca opadł entuzjazm po ogłoszeniu projektu przez władze dzielnicy a już wiemy, że guzik z planów Zarządu wyjdzie. Ratusz powiedział, że pieniędzy nie ma i nie da. Bezpłatnego Internetu na Żoliborzu, przynajmniej w 2007 roku, nie będzie.
A w sumie to wszystko wygląda jakoś głupio i śmiesznie i strasznie zarazem! Jakby Pani Prezydent na złość swoim burmistrzom robiła, a przecież w to uwierzyć nie sposób.

16 lipca 2007

Władza we własnych mediach

Portal dzielnicy Wola (http://www.wola.waw.pl/) podaje ciekawą zapowiedź. „Prowadzane są prace zmierzające do reaktywacji lokalnej gazety "Kurier Wolski", gdzie znajdą się informację o bieżących wydarzeniach dotyczących naszej dzielnicy. Pierwszy numer ukaże się w październiku 2007 r.”. W poprzedniej kadencji, władze dzielnicy, nie zdecydowały się na wydawanie gazetki, która de facto jest tubą i zapleczem promocji akurat sprawujących władzę. Obecnej ekipie, najwyraźniej koszty i wrodzona skromność nie przeszkadzają w realizacji planów samopromocji.
Gdy Andrzej Borkowski zrezygnował na początku 2005 roku z funkcji Burmistrza dzielnicy Wola, istniała konieczność wyłonienia nowych władz dzielnicy. W połowie roku udało się skonstruować większość, która na burmistrza dzielnicy wybrała Zdzisława Sipierę (PiS) ja zaś objąłem funkcję Zastępcy Burmistrza. Wówczas, tj. w 2005 roku, wydawania Kuriera Wolskiego było już zawieszone. Tym niemniej pomysły na jego reaktywację były tematem także naszych rozważań koalicyjnych. Nie zdecydowaliśmy się jednak na wydawanie gazetki, która po pierwsze, generowała w skali roku potężne kwoty, a po drugie, wydawało nam się nieetyczne wydawanie za publiczne pieniądze własnego biuletynu.
O ile mnie pamięć nie zawodzi, to z informacji jaką Prezydent Kaczyński przygotowywał dla radnych rady miasta za 2004 rok nt. środków wydawanych na promocję i informacje w gazetach ogólnopolskich i lokalnych na terenie Warszawy, to przy pozycji Kurier Warszawski za 2004 rok podano kwotę około 170 tysięcy złotych. Były to koszty druku, zajmowanych pomieszczeń (gazetka miała własną redakcję) i osobowe, które w skali roku kalendarzowego pokrywała dzielnica na wydawanie własnej gazetki. Gazetki, w której można było dostrzec uśmiechnięte twarze włodarzy dzielnicy sypiących pomysłami rozwoju dzielnicy i ochoczo je prezentujących na łamach własnej gazety.
Entuzjaści pomysłu wydawania Kuriera powiedzą, że wpisywał się on w tradycję dzielnicy i mieszkańcy Woli wielokrotnie pytali o kolejne numery. Być może, choć do mnie tego typu głosy nie dochodziły. I nie sądzę, żeby ktoś mógł mi zarzucić brak zainteresowania dzielnicą, gdy pełniłem funkcję zastępcy burmistrza. Co więcej, próby reaktywacji Kuriera, ale już przez osoby prywatne, zakończyły się w 2006 roku wydaniem chyba jedynie dwóch numerów…kontynuacji nie było. To chyba najlepszy dowód na to, że z tym oczekiwaniem i zapotrzebowaniem na wiadomości lokalne przez mieszkańców Woli, to jednak trochę mit. Mimo, że podmiot prywatny, może zarabiać na gazetce publikując choćby reklamy, czego władzom dzielnicy robić nie wolno.
Mieszkańcy Woli mogą się więc spodziewać, że już niedługo będą mieli okazję poznać bliżej swoich radnych i zarząd dzielnicy. A to, że koszty są niewspółmiernie duże do wartości poznawczej Kuriera….cóż, czego się nie robi dla mieszkańców!

06 lipca 2007

Fachowiec z Samoobrony

Niedobrze jest z kadrami Platformy Obywatelskiej w Warszawie. Większość prominentnych działaczy zajęła stanowiska w Radach Nadzorczych spółek miejskich, została radnymi i burmistrzami, a niektórzy zasilili instytucje wojewódzkie. Mimo to liczba stanowisk, które można zająć, po sukcesie wyborczym, jaki odniosła PO w 2006 roku, przerosła możliwości absorpcji tej organizacji, bowiem ostatnio sięgnięto po fachowca z Samoobrony. Tej samej, którą Platforma publicznie odsądza od czci i wiary.
Mowa o Mieczysławie Magierskim nowym szefie komunikacji miejskiej w Warszawie. Ów dżentelmen kierował komunikacją w Płocku. Nie wiem czy z sukcesami, choć jak donosi prasa odszedł po konflikcie ze związkami zawodowymi. Nie przesądzam czyja była wina, bo nie to jest tematem niniejszego tekstu i nie posiadam w tej sprawie wiedzy. Warty odnotowania jest jedynie fakt, że pan Mieczysław Magierski w ostatnich wyborach samorządowych kandydował z list Samoobrony do rady miasta Płocka. Nie wiem, co przesądziło, że zdecydował się kandydować z list ugrupowania, które nie należy do grona przyjaciół politycznych PO. Nie wiem też, co było przyczyną, że właściciel spółki, w tym przypadku Prezydent miasta zdecydował się na pana Magierskiego. Częściowo odpowiedzi udziela Przewodniczący Rady Nadzorczej MZA Wiceprezydent Warszawy Jerzy Miller: ” Liczymy, że pan Magierski sprosta temu zadaniu. Ma nie tylko wykształcenie techniczne [jest absolwentem Politechniki Warszawskiej], ale też ekonomiczne - skończył studia MBA. Zarządzał także komunikacją w Płocku” (Gazeta Wyborcza, Magierski przesiada się na warszawskie autobusy, autor: Krzysztof Śmietana, 27/06/2007).

No cóż, nam warszawiakom pozostaje wierzyć, że Pan Magierski okaże się dobrym menadżerem i poprawi jakość usług oferowanych przez MZA. A PO życzyć więcej nominantów na różne stanowiska spoza ich partii! Może wówczas miasto będzie lepiej funkcjonować!

PS
Autorowi nie udało się dotrzeć do informacji czy Pan Mieczysław Magierski jest lub był członkiem Samoobrony. Na stronach PKW oraz Gazety Wyborczej („W Samoobronie o wejście do rady miasta walczyć będą m.in. Krzysztof Kania, były radny i wiceprezydent miasta, były szef płockich drogowców Mieczysław Markuszewki, a także były szef KM Mieczysław Magierski. Jedną z list Samoobrony otwiera Andrzej Marszałek, bramkarz szczypiornistów Wisły Płock” – Hubert Woźniak, Kto kandyduje do płockiej rady miasta, 15/10/2007) widnieje jedynie informacja, że był on kandydatem partii Andrzeja Leppera w wyborach do rady miasta Płocka. Kandydował w okręgu wyborczym nr 2, z miejsca 2.

03 lipca 2007

Ale się wkurzyłem...

Wpadł mi w ręce dodatek warszawski Dziennika. Mój pech, że spojrzałem na pierwszą stronę a potem przeczytałem artykuł z pierwszej strony pt. Nie ma szans na piękny plac (Dziennik, 03/07/2007, autor: Karol Kobus). I co wyczytałem? ”Plac przy pasażu Wiecha miał być wyremontowany jeszcze w tym roku. M.in. z powodu bałaganu w biurkach samorządowych urzędników prace się nie rozpoczną". Ręce opadają.
Według dziennika „miasto zgodziło się wydzierżawić firmie DTC pasaż Wiecha na 30 lat. Nie przystało jednak na propozycję, by wydzierżawić też sąsiadujące z nim skwery (…). Władze Warszawy zdecydowały, że skwery wyremontują we własnym zakresie. DTC przekazało miastu projekt, który obejmuje również rewitalizację otoczenia Rotundy i skwer nad tunelem ul. Złotej”.
Nie chcę oceniać, czy decyzja władz miasta o samodzielnym remoncie skwerów jest dobra czy zła. Próbuję jedynie zrozumieć, dlaczego, mimo iż jest inwestor prywatny z pieniędzmi, mimo, że samo miasto posiada środki na remont, nadal część centrum Warszawy wygląda jak najgorsze slumsy. Próbuję zrozumieć, dlaczego żadna miejska instytucja nie jest w stanie odpowiedzieć - co także blokuje remont - do kogo należy tunel pod ulicą Marszałkowską?!
Do rozpaczy zaś doprowadziła mnie wypowiedź pana Andrzeja Michalskiego szefa delegatury biura architektury i polityki przestrzennej w Śródmieściu w odpowiedzi na pytanie „dlaczego urzędnicy nie chcą współpracować z prywatną firmą zgodnie z zasadami partnerstwa publiczno-prywatnego?” odpowiedział: „- Mamy złe doświadczenia.”
I jak tu się nie wkurzyć!

01 lipca 2007

Pociąg Halickiego

Andrzej Halicki nie jest nową postacią w polityce. Stąd być może, przy wsparciu władz krajowych, ostro pogrywa z Prezydent Warszawy. Póki co, z sukcesami.
Jednym z argumentów, jakiego Halicki używał próbując przekonać mnie i moich kolegów do wiernopoddańczego zachowania wobec Tuska i Schetyny przed wykluczeniem z Platformy, był argument komunikacyjny. Poseł Halicki przedstawiał się jako namiestnik władz krajowych, które wyciągają rękę do zagubionych i omamionych Pawłem Piskorskim, zaś pociąg zwany władza w PO podąża już bez europosła. Do nas, wedle słów Halickiego, należał wybór. Jakiego wyboru dokonaliśmy, to wiadomo. Zostaliśmy wykluczeni z PO a pociąg Halickiego pojechał bez nas.
Ekspres posła Halickiego podąża więc dalej. Zmieniają się jedynie pasażerowie. Niedawne odwołanie Lecha Jaworskiego, przewodniczącego rady Warszawy, zausznika Gronkiewicz-Waltz, to już jednak nie tylko wymiana pasażera. Warto podkreślić, że w historii samorządu warszawskiego, nigdy jeszcze nie doszło do podobnie kompromitującej sytuacji. Partia wycofuje rekomendację dla swojego przewodniczącego, ponieważ ten zbyt mocno wspiera(ł) Prezydent Warszawy z tej samej partii. Konflikt nie ma więc charakteru jedynie drobnego incydentu, ale zaczyna przypominać kłótnie o podział władzy w samej Platformie, gdzie z jednej strony występuje Pani Prezydent a z drugiej Andrzej Halicki, bo nikt chyba nie ma wątpliwości, że to on a nie Kidawa-Błońska, formalnie przewodnicząca warszawskiej Platformy, jest mózgiem operacji osłabiania Gronkiewicz-Waltz. Konflikt o dusze w warszawskiej i mazowieckiej PO przybiera więc na sile. Wcześniejsze wybory do władz regionalnych, gdzie ludzie Gronkiewicz przegrali wybory do zarządu regionu, rozpoczęły pasmo porażek Prezydent Warszawy. Odwołanie Jaworskiego to kolejna, druga z rzędu porażka osób kierujących ratuszem. Jaki wpływ, wewnętrzny konflikt w PO, będzie miał na rozwój miasta – trudno jednoznacznie stwierdzić. Niewątpliwie brak zaufania czy wręcz wrogość pomiędzy ośrodkiem wykonawczym a własnym zapleczem politycznym nie może działać na korzyść funkcjonowania władz miasta.
Czym się awantura w PO skończy, zobaczymy. Jedno jednak można stwierdzić dziś z całą stanowczością. Trudno zarzucić Platformie, że przy całym dramatyzmie rozgrywających się na oczach wyborców wydarzeń, nie ma swojej wizji polityki prorodzinnej, którą skutecznie zaczyna realizować. Przewodniczącą Rady Warszawy została bowiem żona posła Platformy Rafała Grupińskiego (dodajmy posła ziemi kaliskiej), Ewa Malinowska-Grupińska. To kolejny przypadek w tej partii, bowiem we Wrocławiu podobną funkcję, przewodniczącej rady miasta, pełni Pani Barbara Zdrojewska, żona Przewodniczącego klubu poselskiego PO, Bogdana Zdrojewskiego.

27 czerwca 2007

Tadeusz Ross straci mandat?

Zgodnie z art. 190 ust. 1 pkt 3 Ordynacji wyborczej do rad gmin... wygaśnięcie mandatu radnego następuje wskutek utraty prawa wybieralności, które przysługuje tylko obywatelowi polskiemu stale zamieszkującemu na obszarze działania danej rady - to fragment opinii prof. dr hab. Adama Jaroszyńskiego z dnia 25 marca 2006 roku. Przytaczam ją ponieważ Tadeusz Ross, wedle własnych słów, nie mieszka w Warszawie. W związku z tym nie powinien być radnym Warszawy. Co więcej, jego mandat powinien być natychmiast wygaszony.
W wywiadzie jakiego udzielił Tadeusz Ross Gazecie Wyborczej (rozmowę przeprowadził Jarosław Osowski, Niech nazwy ulic tak nie cierpią - rozmowa z Tadeuszem Rossem, 20/02/2007) oprócz poglądów radnego na temat systemu nazewnictwa ulic w Warszawie można również dowiedzieć się, gdzie obecnie Pan radny zamieszkuje. Najlepiej jednak będzie zacytować istotny z punktu widzenia poruszanego problemu fragment:
Jarosław Osowski: Skoro to Pan stanął na czele radnych nadających nazwy ulicom, to chyba w końcu będą jakieś wesołe, a nie tylko Zgrupowania, Ofiary, Męczennicy?
Tadeusz Ross: Chciałbym, ale to nie takie proste. Bo jest bardzo dużo pomysłów związanych z historią, upamiętniających nasze trudne i burzliwe dzieje. Ja jestem za tym, żeby było optymistycznie. Żeby w nazwach np. słyszało się dźwięki jak na ul. Nutki czy Koncertowej. Sam mieszkam w Józefosławiu przy Kwadratowej - kto to wymyślił? Skoro teraz mam jakiś wpływ na nadawanie nazw, będę sie przypatrywał, żeby nie pojawiały się takie z kapelusza, bo komuś akurat coś przyszło do głowy.
Słowa radnego Rossa wyraźnie wskazują, że nie jest on aktualnie mieszkańcem Warszawy. Józefosław to bowiem wieś w Gminie Piaseczno w powiecie piaseczyńskim. Trudno po tej wypowiedzi przesądzać czy Pan radny mieszkał w Warszawie w dniu wyborów. Faktem jednak bezspornym jest to, że wczytując się w słowa przez niego wypowiedziane można dojść do jednoznacznego wniosku, ze obecnie w Warszawie nie mieszka. A skoro nie mieszka, to znaczy, że w całości wyczerpane są przesłanki do realizacji art.190 ust. 1 pkt 3 cyt. ustawy. Innymi słowy, Rada Warszawy powinna podjąć działania zmierzające do wygaśnięcia mandatu radnego Tadeusza Rossa. Jeżeli tego nie uczyni, to do działania powinien przystąpić Wojewoda Mazowiecki, którego zadaniem jest w tym przypadku wydanie zarządzenia zastępczego.
W całej tej sytuacji radość może okazywać tylko jedna osoba - następna po Panu Rossie na liście wyborczej Platformy.

15 czerwca 2007

Hipokryzja Gronkiewicz-Waltz

Ubawiłem się strasznie słuchając Gronkiewicz-Waltz w programie polskiej telewizji (TVP 3) w programie Kontrowersje emitowanym w czwartkowy wieczór (14/06/2007). Prezydent Warszawy odnosząc się do pytania o artykuł z Wprost pt. Układzik warszawski odpowiedziała, że inicjatorem artykułu byli ludzie prawdziwego Układu Warszawskiego, zaś na pytanie o wskazanych w artykule tzw. kolekcjonerów odrzekła, że nie należy mylić funkcji z wyboru z funkcjami partyjnymi. Przyjrzyjmy się więc temu co wygadywała Gronkiewicz-Waltz jeszcze nie tak dawno i skonfrontujmy to z niektórymi dzisiejszymi liderami PO w Warszawie.
Oto fragment rozmowy, jaką przeprowadziła dziennikarka Gazety Stołecznej Iwona Szpala z Gronkiewicz-Waltz 19/05/2006.
Iwona Szpala: Mówienie, że wszyscy prominentni działacze warszawskiej PO dorobili się majątków czy mieszkań, jest przesadą.
Hanna Gronkiewicz-Waltz: Nikt nie mówi, że wszyscy. Ale są, niestety, tacy, którzy mają synekury burmistrzów, wiceburmistrzów, dyrektorów. Polityka to ich sposób na życie. Część nie ma nawet zawodu, ich jedyna profesja to "samorządowiec". Jak Sławomir Potapowicz może być skutecznym wiceburmistrzem, kiedy jest partyjnym wiceszefem regionu i powiatu, do tego radnym sejmiku?

A teraz fakty. W okresie, kiedy Gronkiewicz o mnie mówiła pełniłem następujące funkcje publiczne:
- wiceburmistrz dzielnicy Wola
- radny Województwa Mazowieckiego
i funkcje partyjne:
- Członek Rady Krajowej PO
- Wiceprzewodniczący Regionu Mazowieckiego PO
- Członek Mazowieckiej Rady Regionalnej PO
- Wiceprzewodniczący PO w Warszawie- Członek Warszawskiej Rady PO.
W sumie, gdyby zliczyć, razem 7 funkcji. A teraz wybrane kilka osób, o których jak rozumiem nie można mówić, że są kolekcjonerami. I jak mniemam są niewątpliwie skuteczni w wypełnianiu swoich obowiązków!
Andrzej Halicki – funkcje publiczne:
- Poseł na Sejm RP
- Przewodniczący Rady Nadzorczej Warszawianki
Funkcje partyjne:
- Członek Rady Krajowej PO
- Wiceprzewodniczący Zarządu Regionu Mazowieckiego PO
- Członek Mazowieckiej Rady Regionalnej PO
- Wiceprzewodniczący PO w Warszawie- Członek Warszawskiej Rady PO
- Przewodniczący koła PO Ursynów
W sumie 8 funkcji.
Marcin Kierwiński – funkcje publiczne:
- Radny Warszawy
- Członek Zarządu Maxfilmu (obecnie - stan na październik 2007 - członek Zarządu spółki Modlin, budującej lotnisko, rekomendowany do Zarządu spółki przez koalicję PO-PSL)
Funkcje partyjne:
- Członek Rady Krajowej PO
- Sekretarz Regionu Mazowieckiego PO
- Członek Mazowieckiej Rady Regionalnej PO
- Sekretarz Warszawskiej Rady PO- Członek Warszawskiej Rady PO
- Przewodniczący koła PO Wilanów
W sumie 8 funkcji.
Ludwik Rakowski – funkcje publiczne:- Burmistrz dzielnicy Wilanów
- Radny Województwa Mazowieckiego
- Członek Rady Nadzorczej Szybkiej Kolei Miejskiej
Funkcje partyjne:
- Przewodniczący Klubu Radnych PO w Sejmiku Województwa
- Członek Rady Krajowej PO- Członek Zarządu Regionu Mazowieckiego PO
- Członek Rady Mazowieckiej PO- Członek Warszawskiej Rady PO
- Wiceprzewodniczący koła PO Wilanów
W sumie 9 funkcji.
Jak łatwo zauważyć wszyscy trzej dżentelmeni zajmują więcej ode mnie funkcji. Bardzo jestem ciekaw, co dziś odpowiedziałaby Gronkiewicz-Waltz, gdyby spytać ją o powyższe zestawienie. Pewnie jakieś kolejne konfabulacje…zresztą, czy ktokolwiek jest jeszcze ciekaw, co ona ma do powiedzenia w tej sprawie?!
PS
Wszystkie informacje wymienione w niniejszym felietonie łatwo można znaleźć w internecie na stronach Platformy krajowej i regionalnej.

12 czerwca 2007

Most Kuronia, czyli czego chce Platforma

Nasze Stowarzyszenie promuje budowę mostu, który połączy dwie dzielnice: Żoliborz i Pragę i będzie stanowił przedłużenie ul. Krasińskiego. O dziwo!, nasz pomysł podchwyciły władze Warszawy - i chwała im za to! Jednak czytając niektóre wpisy na naszej stronie apelujące o nazwanie nowej przeprawy im. Jacka Kuronia mogą rodzić się obawy, czy wszyscy chcą tego samego. Zwłaszcza wszyscy członkowie Platformy.
Nie tak dawno część członków PO i radnych Platformy dzielnicy Żoliborz opuściła szeregi partii. Jednym z powodów, które podnosili jako przyczynę wystąpienia z PO miała być szkodliwość projektowanego mostu dla otoczenia Żoliborza.
W podobnym tonie brzmi zapis na naszej stronie, a który pozwalam sobie zacytować w całości:
"A ja wcale nie uwazam zeby ten most byl az tak strasznie potrzebny.zniszczy to dzielnice, znana ze swojego tajemniczego i intymnego nastroju.Jak jestescie tacy bohaterscy to sami sobie pod nosem wybudujcie most.Gratulacje za pomysl!!!
Nie ma to jak zniszczyc i rozjechac naprawde ladny kawalek Warszawy!"
Napisał joanna tucholska, dzień 06/01/2007 o 00:47
Trudno - bowiem internet daje ogromne pole do zachowania tajemnicy autora udzielającego się na otwartym forum - jednoznacznie stwierdzić, czy osoba podpisana pod listem to pani radna Joanna Tucholska - dodajmy radna PO z Żoliborza, czy też może jej mama słynna ostatnio z artykułu we Wprost. Trudno też stwierdzić, czy ktoś podszywa się pod jedną z pań. Niemniej jeśli byłaby to pani radna, to ewidentnie rysuje nam się konflikt pomiędzy władzami Warszawy z PO a radnymi dzielnicowymi partii rządzącej w naszym mieście.
Nie bacząc jednak na rozstrzygnięcia kto rzeczywiście się podpisał, warto w dyskusji dotyczącej mostu zadać sobie pytanie czy ta de facto lokalna przeprawa rzeczywiście zniszczy Żoliborz, jak sugeruje to pod cytowanym wpisem pani podpisująca się jako Joanna Tucholska, czy też może brak tej przeprawy, przy niedalekiej konieczności zamknięcia i remontu mostu Grota-Roweckiego i braku mostu Kuronia spowoduje znacznie większe kłopoty dla Żoliborza. Władze Warszawy i radni dzielnicy Żoliborz będą musiały w końcu zadać sobie to pytanie i odpowiedzieć czego w rzeczywistości chcą. Będą też musiały uświadomić sobie, że nie da się żyć w centrum miasta i udawać, że mieszka się na peryferiach.
PS
A odnosząc się do cytowanego fragmentu spieszę wyjaśnić, że sam mieszkam w pobliżu (500m) mostu Siekierkowskiego i Wału Międzeszyńskiego. A ciekawe gdzie mieszka Pani, która pod cytowanym wpisem podpisała się jako Joanna Tucholska?!

21 maja 2007

Przykład urzędowego... bałaganu

17 kwietnia br. Pani Prezydent Gronkiewicz-Waltz napisała do mnie list. List, a raczej urzędowe pismo opatrzone numerem, zawierało dwa zdania. Pierwsze, dotyczyło odwołania udzielonego mi upoważnienia z dnia 28 lipca 2005 roku, zaś drugie, że mam je zwrócić w terminie 5 dni od dnia otrzymania pisma od Pani Prezydent.
Nie chcę odnosić się do terminu w jakim dokonano odwołania upoważnienia. Czytelnicy sami mogą sobie wyrobić zdanie przyglądając się terminom i pamiętając, że obowiązków zastępcy burmistrza dzielnicy Wola nie pełnię już ponad 6 miesięcy. Czując jednak, że Pani Prezydent może być rozczarowana moim stosunkiem do jej pisma przystąpiłem do tropienia śladów oryginału udzielonego mi upoważnienia. Po dokonaniu rewizji we własnym domu, piwnicy i przyblokowym ogródku ustaliłem jednoznacznie, że upoważnienia nie zabrałem ze sobą. Przypomniałem sobie wówczas, że ówczesny Burmistrz dzielnicy Wola zachowywał oryginały upoważnień w sekretariacie Zarządu Dzielnicy, zaś ich kopie przekazywał zastępcom.
Po krótkich wyjaśnieniach w sekretariacie dzielnicy okazało się, że podobnie stało się z rzeczonym upoważnieniem. Jego oryginał pozostawał w archiwum Sekretariatu Zarządu Dzielnicy Wola. Jednak dalsze poszukiwania pozwoliły jednoznacznie ustalić, że upoważnienia, którego oczekuje ode mnie Pani Prezydent, na Woli po prostu nie ma. Nerwowo zagryzając paznokcie zaczynałem odczuwać niepokój, że mógłbym rozczarować Panią Prezydent. Pewną ulgę, ale chyba i rozczarowanie odczułem, gdy... okazało się, że już 15 stycznia 2007 roku Burmistrz Dzielnicy Wola przekazał do Pani Renaty Wiśniewskiej p.o. Dyrektora Gabinetu Prezydenta Urzędu m.st. Warszawy oryginał mojego upoważnienia. Dodajmy, upoważnienia, którego ten sam Gabinet Prezydenta w piśmie Pani Gronkiewicz-Waltz dopomina się ode mnie prawie trzy miesiące później!!!
Z niepokojem, ale i z pewną dozą ciekawości będę oczekiwał kolejnych, zapewne równie udanych pism wychodzących z podpisem Pani Prezydent. I zapewniam, że będę je traktował z dotychczasową powagą. Choć nie wiem czy potrafię?!

08 maja 2007

Jak nie urok, to...

Praga Północ nie ma za grosz szczęścia. Nie dość, że na tle innych dzielnic warszawskich wygląda jak uboga krewna, to jeszcze spory o to, kto sprawuje legalną władzę w tej dzielnicy sprawiają, że traci środki na rozwój.
W poprzedniej jak i w obecnej kadencji samorządu Prezydenci Warszawy sięgali po nadzwyczajne środki, jeśli nie akceptowali wybranej w dzielnicy władzy. Nie inaczej postępował Prezydent Lech Kaczyński, choćby z władzami dzielnicy Wawer, gdy te wybrały na Burmistrza Dariusza Godlewskiego. Podobnie zachował się w przypadku Wilanowa. Hanna Gronkiewicz-Waltz sprawująca obecnie władzę w mieście sięga po podobne instrumenty. Nie uznając wybranych władz dzielnicy Praga Północ sięga po swój autorski zarząd. Czy ma do tego prawo i kto jest legalną władzą w dzielnicy rozstrzygnie sąd administracyjny.
Sęk w tym, że rozprawa może się odbyć za kilka miesięcy. A przez ten czas dzielnica będzie tracić kolejne szanse na rozwój, będzie miała problemy z realizacją budżetu a wszyscy uczestniczący w konflikcie będą nas, warszawiaków zasypywać sloganami, że robią to w trosce o mieszkańców i dzielnicę.
Za taką troskę, to ja serdecznie dziękuję. I przypominam, że 4 lata mijają bardzo szybko. Uczestnikom konfliktu praskiego radzę szybko pożegnać się z teorią "po nas choćby potop"... a zalecam skuteczne realizowanie propozycji programowych z kampanii, które tak ochoczo ogłaszali.

04 maja 2007

We własnych sidłach

Ze zdumieniem i niesmakiem czytam ostatnio tłumaczenia polityków Platformy Obywatelskiej dlaczego nie zagłosowali za pozbawieniem immunitetu poselskiego posłankę Małgorzatę Ostrowską z SLD. Jeszcze na początku 2005 roku hasło całkowitego zniesienia immunitetu dla parlamentarzystów było sztandarowym hasłem działaczy PO. Dziś zdają się o tym zapominać i uprawiają typową, werbalną łamigłowkę.
Pewnie niewielu polityków Platformy pamięta albo chce dziś pamiętać akcję 4 x TAK!, w ramach której zbierano podpisy pod obywatelskim projektem m.in. ograniczenia poselskiego immunitetu. A szkoda, bo chyba na początku 2005 roku Donald Tusk w otoczeniu świty składał ponad 700 tysięcy podpisów wyborców, którzy wówczas uwierzyli PO, że zlikwidowanie Senatu, zniesienie immunitetu dla posłów i senatorów, JOW (jednomandatowe okręgi wyborcze), zmniejszenia liczby posłów, to tylko kwestia czasu, a co za tym idzie znaczących oszczędności środków publicznych. Jak bardzo mogą się czuć oszukani i zawiedzeni pokazują ostatnie wydarzenia. Oto politycy Platformy nie głosują za odebraniem immunitetu posłance SLD a wcześniej swojemu koledze Waldy Dzikowskiemu.
Przyjmując nawet, że intencje polityków PO wynikają z faktu, iż obawiają się upolitycznienia prokuratury a tym samym wykorzystywanie jej przez PiS do bieżącej walki politycznej, to jednocześnie trzeba przyjąć, że cały ten zgiełk związany z akcją 4 x TAK ! w reczywistości nie jest wart funkta kłaków! Wyłania się z tego bowiem obraz następujący: jak my rządzimy - to będzie dobrze, jak ONI (kimkolwiek by nie byli) to źle.
Problem immunitetu pokazuje w rzeczywistości, że Platforma Obywatelska stoi okrakiem i gdyby dotknąć każdego z proponowanych przez nią rozwiązań, to trudno byłoby ustalić jakie jest w rzeczywistości jej stanowisko.
Wniosek taki nasuwa się bowiem po obserwacjach ostatnich wydarzeń. Z jednej strony politycy PO głosują przeciw odbieraniu posłom immunitetów a z drugiej są za ich zniesiem. Absolutna polityczna schizofrenia!
Dzisiejsza sytuacja pokazuje też, że Platforma wpadła w sidła własnej propagandy, w która coraz trudniej uwierzyć!

28 marca 2007

Partia to Ja

Na wokandę Mazowieckiego Sądu Regionalnego Platformy trafiła 27/03/2007 sprawa Jarosława Jóźwiaka. Legionowska struktura PO zarzuciła mu, że wbrew decyzji władz lokalnych Platformy w II turze wyborów samorządowych w gminie Jabłonna poparł kandydata innego aniżeli wskazany przez partię. Wyrok był łatwy do przewidzenia: zarzuty wobec Jóźwiaka odrzucono uznając, iż są bezzasadne.
Jarosław Jóźwiak jest obecnie jedną z najbliższych osób Prezydent Warszawy. Pełni obowiązki zastępcy dyrektora Gabinetu Prezydenta. Z informacji, które można znaleźć w Internecie wynika, że dotychczas pracował jedynie w Fundacji Świat na Tak! posłanki Joanny Fabisiak, gdzie pełnił w ostatnim czasie funkcje wiceprezesa fundacji. Stąd być może jego uszeregowanie w mieście i przed dyrektorskim stanowiskiem skrót p.o. Ustawa o pracownikach samorządowych jasno bowiem i wyraźnie mówi, że aby pełnić funkcje kierownicze w samorządzie trzeba mieć przynajmniej dwuletni staż pracy oraz spełniać kilka innych wymogów (szczegóły: Art.3 ust.4 cyt. ustawy).
Nie o zajmowanym przez Jóźwiaka stanowisku jest jednak ten felieton. Być może byłby to temat nawet i ciekawy, lecz zawodność Internetu, i co to dużo mówić, brak pełnej wiedzy autora w zakresie doświadczenia zawodowego dyrektora Jóźwiaka nie pozwalają na formułowanie jednoznacznych opinii w przedmiotowej materii (po prostu więcej informacji o doświadczeniu zawodowym J.Jóźwiaka nie udało się autorowi zdobyć! Nie można więc jednoznacznie wykluczyć, że Pan Jóźwiak nie posiada jeszcze jakichś innych umiejętności lub doświadczeń zawodowych pozwalających mu na zajmowanie obecnego stanowiska w Urzędzie miasta!). Dlatego ciekawsze i chyba ważniejsze pozostaje poruszenie tematu rozstrzygnięcia w sprawie, która nosi wszelkie znamiona sprawy wyjątkowej i pokazowej. Wolno chyba sformułować tezę, że za odmienne stanowisko aniżeli oficjalne stanowisko organów partii, należy oczekiwać, iż członka organizacji może spotkać jakaś kara. Mniejsza lub większa, ale jednak konsekwencje powinny być. Myliłby się jednak ten kto sądzi, że kara może dotknąć tych, co akurat mają pełnię władzy. W dość zabawny, prostolinijny i w sobie tylko znany sposób Prezydent Gronkiewicz udzieliła odpowiedzi Gazecie Stołecznej (28/03/07, Asystent Gronkiewicz-Waltz przed sądem partyjnym) jak to było z poparciem dla kandydata innego niż ten, któremu kibicowała lokalna Platforma:"Trudno, stało się i już. Znałam pana Kubalskiego, to go poparłam - mówi Hanna Gronkiewicz-Waltz". A skoro Pani Prezydent znała kontrkandydata Platformy, to trudno się dziwić, że udzieliła mu poparcia?! Trudno też dziwić się, że Jarosław Jóźwiak mógł być spokojny o rozstrzygnięcie przed sądem koleżeńskim. Nie musi się też obawiać rozstrzygnięcia przed Sądem Krajowym PO, którym straszą go działacze legionowskiej Platformy. Dziś, PO to ludzie tacy jak Hanna Gronkiewicz-Waltz, więc kto będzie odważny, by mierzyć się z partią, która rządzi. Jarosław Jóźwiak może więc śmiało mówić: partia to JA i nikt mi nie podskoczy! I, co ważniejsze, będzie miał rację!

26 marca 2007

Hipokryzja Tuska część II

Mój Szanowny Kolega Jan Dziubecki poruszał już na naszym portalu (www.dlawarszawy.pl) wątek hipokryzji lidera Platformy Obywatelskiej. Jednak Tusk ciągle daje nam kolejne powody do pokazania, jak często wykazuje się polityczną hipokryzją.
By nie być oskarżonym o nadmierne zainteresowanie osobą lidera PO oddaje mu od razu głos. Oto słowa, które wypowiedział po ujawnieniu taśm Renaty Beger: "Jestem poruszony zawartością tych taśm. Dziękuję dziennikarzom, za wspieranie demokracji poprzez ujawnienie kompromitującego przypadku skandalicznej korupcji politycznej, jakiej dopuścił się PiS. Miliony Polaków mogły poznać dzięki tym nagraniom kulisy kuchni politycznej kompromitującej obecny rząd."
A teraz słowa, które oznajmił po ujawnieniu taśm Oleksego: "Chciałbym zwrócić uwagę rządzących, że metody jakich dzisiaj jesteśmy świadkami, a więc podsłuchiwanie prywatnej rozmowy, a później pozyskiwanie materiałów z nielegalnego podsłuchu przez dziennikarzy, poprzez przecieki z prokuratury, to jest aspekt tej sprawy, na który nikt nie zwraca uwagi. A moim zdaniem, aspekt niezwykle groźny z punktu widzenia normalnego funkcjonowania państwa - ocenił Tusk". Sami Państwo oceńcie czy to hipokryzja, żeby nie było, że się czepiam.

25 marca 2007

Koń by się uśmiał!

Działacze warszawskiej PO dają mi ostatnio dużo powodów do rozrywki. Po tym jak podpisali porozumienie programowe z SLD dziś, szczególnie po ujawnieniu „taśm Oleksego”, zarzekają się, że koalicji PO i SLD w Warszawie nie ma. Wspólny program działania, podział stanowisk w dzielnicach, obsadzanie stanowisk w ratuszu i jeden z zastępców Pani Prezydent wskazany przez lewicę oraz skuteczne dzielenie stanowisk w radach nadzorczych spółek miejskich to dla nich wciąż zbyt mało, by mówić o koalicji. Wspólne rządy to dla PO nie koalicja. Rozumiecie coś Państwo z tego?!
„Posłanka Małgorzata Kidawa-Błońska, która szefuje partii w Warszawie, twierdzi, że koalicji z SLD nie ma. Kluby PO i LiD po prostu "pracują dla dobra miasta". - To jest samorząd. Bez polityki. Jeśli koledzy z PiS mają jakiś pomysł np. w sprawach transportu albo szkolnictwa, to zawsze zapraszam - mówi.” (Gazeta Stołeczna, 23/03/07, Nastroje przed zjazdem SLD na Mazowszu). Skoro posłanka Kidawa-Błońska powiada, że koalicji nie ma, to w końcu musi to coś znaczyć. Albo działaczom PO wstyd, że rządzą z SLD, albo z nieznanych mi powodów wprowadzają opinię publiczną w błąd. Gdyby głos posłanki Kidawy był jedynym w tej sprawie, można by uznać, że szefowa PO w Warszawie po prostu zbłądziła w swych przemyśleniach, bądź też wróciła z dalekiej podróży i nie orientuje się, jakie zmiany zaszły w warszawskim samorządzie. Z odsieczą przychodzi jednak Pani poseł Przewodniczący Rady Warszawy. On również twierdzi, że "nie ma koalicji między Lewicą i Demokratami, czy jak PiS mówi między SLD a PO, tylko jest porozumienie programowe, które nie ma charakteru umowy koalicyjnej, o czym PiS doskonale wie" (wot, PAP, Gazeta Stołeczna, 22/03/07, Jaworski: w Warszawie nie ma koalicji).
W swych zaprzeczeniach warszawscy liderzy Platformy trochę jednak się zagolopowali. Wystarczy spojrzeć do Słownika wyrazów obcych Kopalińskiego a tam pojęcie koalicji brzmi następująco: „związek, porozumienie, przymierze, alians, sojusz państw, partii politycznych zawarty dla przeprowadzenia wspólnej akcji, osiągnięcia określonego wspólnego celu”. Według słownika słowo porozumienie jest więc synonimem słowa koalicja. Na wszelki wypadek działaczom PO twierdzącym, że w Warszawie nie ma koalicji z SLD wyjaśniam, iż słowo synonim „oznacza wyraz bliski znaczeniowo innemu wyrazowi, zwykle różniący się od niego odcieniem stylistycznym” (Słownik wyrazów obcych PWN, Warszawa 1980). Można oczywiście zarzucić wszystkim, którzy widzą co innego aniżeli działacze Platformy, iż przecież wyraźnie mówią o porozumieniu programowym, a to przecież nie to samo co koalicja władzy (czyt. podział stanowisk w organach wykonawczych). Tu jednak powstaje poważny problem. Jak bowiem wytłumaczyć, że działacze SLD zasiadają w zarządach dzielnic wraz z działaczami PO. Tak jest na Woli, Pradze Południe, Ochocie (tu nawet lewica ma dwóch przedstawicieli w trzy osobowym zarządzie), Śródmieściu, Ursynowie, Bielanach, Bemowie i więcej wymieniać chyba nie muszę. Wszędzie, gdzie tylko można było stworzyć koalicję z SLD, tam działacze Platformy zawiązywali ją z działaczami lewicy.
I nie ma w tym nic złego. Wybór koalicjanta to decyzja polityczna stanowiąca o tym z kim chce się realizować wspólny program. Platforma w Warszawie wybrała lewicę. Jej wybór. Szkoda tylko, że nie potrafi tego przyznać. Bowiem z częstych i z gruntu fałszywych tłumaczeń liderów Platformy, że koalicji z SLD nie ma, to już tylko koń by się uśmiał!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...