25 czerwca 2009

Głupio i straszno

Polska polityka co jakiś czas daje szanse na zaistnienie różnego typy błaznom, ludziom śmiesznym i sprawiającym wrażenie upośledzonych intelektualnie. Niestety w przypadku Nelli Rokity wszystkie te negatywne cechy skumulowały się i ukazały w programie Moniki Olejnik „Kropka nad i” wyemitowanym 24 czerwca przez TVN.

Głębokie przemyślenia Nelli Rokity na temat in vitro porażają. Według posłanki PiS-u bezpłodność nie jest chorobą, a tym samym WHO (Światowa Organizacja Zdrowia) myli się uznając ją jednak za chorobę. In vitro w związku z tym nie jest metodą leczenia. Co więcej, większość kobiet poddających się procedurze sztucznego zapłodnienia to osoby, które wcześniej poddały się zabiegom aborcji. Posłanka twierdzi, że gdyby przeprowadzono w tej sprawie stosowne badania, to wykazałyby one prawidłowość jej sądu. Nie dostrzega przy tym, być może przekracza to jej możliwości percepcji, bądź też po prostu nie wie, że w prawie 45% przypadków niepłodnych par, przyczyna niepłodności leży po stronie mężczyzny. Gdzie tu więc wina kobiet, nie mówiąc już o aborcji?!


Nelli Rokita stawia jednocześnie diagnozę przyczyn bezpłodności i daje odpowiedź jak uzyskać upragnione potomstwo. Problemy psychiczne, pogoń za pieniędzmi, rozwiązłość, używki. Jednak ma na to banalnie prostą i zapewne skuteczną poradę. Wystarczy dobra kolacja we dwoje, urlop, rozmowa, bycie ze sobą partnerów, a problem bezpłodności sam się rozwiąże. Otóż obawiam się, że tym razem Nelli Dobra Rada przekroczyła granice śmieszności. W przypadku niedrożnych jajowodów, braku owulacji, endometriozy, PCO, przedwczesnej menopauzy, nowotworu jajników, mechanicznego uszkodzenia jajowodów, wrogiego śluz sam posiłek czy urlop w ciepłych krajach nie pomoże. Niezależnie jak bardzo byłby obfity lub też niezależnie jak daleko starający się o dziecko partnerzy zdołaliby wyjechać.


W wypowiedzi posłanki Rokity pojawia się jeszcze kilka mało interesujących tez. Przytaczanie ich i dalsze komentowanie mija się jednak z celem. Jaki jest koń, każdy widzi.


Najważniejsze jednak, aby kłamstwo nie przysłaniało rzeczywistości. W przypadku Nelli Rokity trudno jednak mówić o mówieniu z premedytacją kłamliwych i głupich tez. Inaczej, musiałbym uznać, że jest to osoba w pełni władz umysłowych, a po wysłuchaniu jej w programie Moniki Olejnik mam co do tego poważne wątpliwości. Szkoda tylko, że nie mogę napisać, że było przynajmniej śmiesznie jak w przypadku wygłupów Palikota. Tym razem było i głupio i straszno i wcale nie było śmiesznie.

13 czerwca 2009

Narodziny religii trwania

Platforma Obywatelska zanotowała kolejny wyborczy sukces. W PE będzie ją reprezentowało 25 parlamentarzystów. Miarą jej sukcesu nie jest jednak zachwycający plan reform czy wybitne osiągnięcia polityki zagranicznej skutkujące niespotykanymi dotychczas w powojennej demokracji wynikami. Sukces Platformy opiera się na kilku prostych zasadach sprowadzających się do nieśmiertelnych słów komunistycznego klasyka Władysława Gomułki: ”raz zdobytej władzy, nie oddamy nigdy!”.

Po pierwsze, kasa misiu, kasa


Jednym ze sztandarowych haseł z jakimi występowała Platforma był sprzeciw wobec dotacji dla partii z budżetu państwa. Liderzy PO wychodzili z założenia, że obywatel Polski nie może utrzymywać partyjnej biurokracji. Mniejsza o argumentację jaką przytaczano dla zobrazowania konieczności zmian w polityce finansowania partii politycznych, fakt jednak pozostaje bezsporny, że w 2005 roku zdecydowano o przyjęciu publicznych pieniędzy. Z perspektywy czasu widać, że potrafiono w PO wykorzystać skutecznie środki przyznane z budżetu państwa.


W tej kadencji Sejmu kwota dotacji jaką przyjmie partia rządząca wyniesie ponad 100 mln złotych. W samym 2009 roku będzie to blisko 40 milionów złotych. Nikt chyba nie ma wątpliwości, że główny demiurg politycznych posunięć PO – Grzegorz Schetyna, potrafi skutecznie wykorzystać przyznane partii środki i dobrze rozumie, że bez pieniędzy jego partia nie będzie skutecznie rywalizować. Sama twarz Tuska, o czym przekonał się w 2005 roku, nie wystarczy. Towar, jakim jest lider Platformy, musi mieć dobre i bogate opakowanie, atrakcyjne dla wyborcy.


Nie jest jednak najważniejsze ile pieniędzy wyciągnie z budżetu Platforma. Ważne jest to, że wielkość środków jakie przyjmuje powoduje ogromne różnice w dostępie do wszelakich nośników promocji i reklamy partyjnego szyldu. Im większe różnic e na koncie partyjnym pomiędzy PO a innymi partiami, tym większe możliwości na utrzymanie przewodniej roli Platformy w życiu publicznym.


Jedyne, ewentualne zagrożenia dla wiecznej dominacji Platformy, jakie mogłoby się zrodzić istnieją poza Sejmem. Dziś bowiem, wśród partii opozycyjnych, aktywnych w życiu parlamentarnym, nie ma realnej siły mogącej zagrozić teamowi Tuska i Schetyny. Jest to jednak zagrożenie, póki co, tylko w formule życzeniowej. Nie ma bowiem równie silnej struktury, równie bogatej, dysponującej praktycznie niekończącymi się źródłami finansowymi.


Stąd trudno uwierzyć, w prawdziwość tez działaczy PO o chęci zrezygnowania z partyjnych dotacji. Nie wierzę, by  chcieli zrezygnować z pieniędzy, które dają im poczucie trwania i finansowej stabilizacji, nawet gdyby miały nadejść trudne czasy, czyli to, co wydaje się dziś nieprawdopodobne: PO oderwana od koryta władzy. Pieniądze pozwalają liderom Platformy tworzyć wizualną rzeczywistość jak nikomu w Polsce, a tym samym utrwalać władzę bezwzględną.


Po drugie, wsadzać swoich gdzie się da


Kolejnym hasłem ze sztandarów wyborczych PO, było zlikwidowanie synekur płynących z obsady państwowych spółek skarbu państwa. Zmiany te, wszędzie tam gdzie rządzi PO, miały objąć również samorządy. Nic takiego jednak się nie dzieje. Tak jak poprzednicy, ich następcy z Platformy skutecznie zawłaszczają wszystkie możliwe do obsady stanowiska nie bacząc na dość cichą, lecz jednak krytykę, płynącą czasami z mediów elektronicznych. Nawet wówczas, gdy ministrowi Gradowi (główny macher Tuska od obsady spółek) wymknie się w wywiadzie radiowym, że co innego mówi się w kampanii a co innego robi się po dojściu do władzy. Nie jest to dokładny cytat z ministra, ale ducha wypowiedzi chyba zachowałem.


Nie inaczej dzieje się w spółkach samorządowych a także przy obsadzie stanowisk urzędniczych. Weźmy na ten przykład Warszawę, gdzie skala zjawiska i bezczelność w ramach obsadzania „swoimi” osiągnęła wymiary dotychczas niespotykane. Mechanizmy jakie stosowano, aby zagwarantować pracę działaczom PO, szczegółowo opisywała warszawska prasa. W związku z tym warto jedynie przypomnieć słowa z programu PO z 2006 roku, z jakimi do wyborów prezydenckich szła Gronkiewicz-Waltz, kandydatka na Prezydenta Warszawy, a wraz z nią cała Platforma. Brzmiały one następująco: „Są one (spółki miejskie - przyp.aut.) swoistą nagrodą dla lojalnych partyjnych funkcjonariuszy rządzącej partii, którzy obejmują w nich dobrze płatne posady prezesów, członków zarządów i rad nadzorczych”. Co z hasła pozostało? Pusty frazes, o którym nie pamiętają ani autorzy programu PO, ani, co chyba smutniejsze, wyborcy.


Dobrze uposażony działacz PO, to oddany sprawie i „kupiony” wyznawca jedynie słusznej religii trwania. Kto bowiem będzie występował przeciwko swoim darczyńcom? Kto ośmieli się podnieść rękę na tego kto karmi, żywi i broni? Nikt. Dlatego dobrze uposażona armia działaczy, wyposażona w stały i stabilny żołd, za który wymaga się jedynie wierności i przytakiwania gotowa jest do walki i marszu za swym światłym przywództwem nawet w otchłań, tym bardziej, że wróg lichy i bez uposażenia. Ryzyko porażki niewielkie, a z każdą nową batalią łupy coraz większe. Zysk jest obustronny. Partia zyskuje oddanych i nijakich wyznawców bez słowa wykonujących każde polecenie, a zainteresowani podstawową stabilizację i brak troski o jutro. Wszystkim więc zależy, aby słońce Peru trwale świeciło i ogrzewało nowe pola dla zaspokojenia aktywności i apetytów swych wyznawców.


Po trzecie, póki PiS żyje, my żyjemy


Zadziwiające są wyniki badań sondażowych, z których wynika, że z grubsza ujmując mniej więcej 20% populacji Polaków popiera rząd premiera Tuska, zaś ponad 50% popiera partię, którą kieruje tan sam Tusk. Wyniki te są jednak zadziwiające jedynie pozornie. Gdyby przyjrzeć się decyzjom jakie podejmowali wyborcy w 2006 i 2007 roku widać będzie z nich jasno, że wybór partii Tuska to raczej negatywna decyzja o nie popieraniu PiS-u. Czy to wystarcza, aby dobrze rządzić? Niekoniecznie, ale wystarcza, aby trwać u władzy. I właśnie z polityką trwania mamy obecnie do czynienia.


Gdyby spróbować wymienić hasłowo choć jedną znaczącą zmianę jaka jest udziałem rządu PO-PSL to należałoby oddać się głębokim rozmyślaniom a i to nie zagwarantowałoby sukcesu. Oczywiście, po rządach PiS-u, nawet tak banalne sprawy jak normalizacja stosunków z naszymi najbliższymi sąsiadami czy Unią Europejską, muszą budzić powszechne uznanie, jednakże od większości rządowej mającej w zasadzie bezwzględną władzę (poczynając od samorządów a skończywszy na rządzie) można przecież i powinno się wymagać więcej.


Trudno jednak dziwić się Tuskowi i Jego ekipie, że we wszelkich działaniach zachowuje daleko idącą wstrzemięźliwość. W końcu samo bycie antyPiS-em gwarantuje zwycięstwo. Udawanie rządzenia z rozbudowanym teatrem zachowań, Palikotem zwracającym uwagę Polaków na sprawy bez znaczenia pozwala uniknąć rzeczywistej debaty o polskich drogach, służbie zdrowia czy reformie KRUS-u. Bądźmy jednak sprawiedliwi. Nie można winić Tuska za małość braci Kaczyńskich i ich partii. W końcu to nie on stworzył PiS a poniekąd poseł do PE z Platformy Jerzy Buzek. Tuska można jedynie chwalić za umiejętne wykorzystanie słabości PiS i umiejętne rozgrywanie ludzkich emocji podszytych strachem możliwości powrotu Kurskich, Lepperów i Giertychów do władzy.


Co więcej, twierdzę, że w dobrze rozumianym interesie samego Tuska jest podgrzewanie konfliktów z Kaczyńskimi i dalsze pogłębianie polaryzacji polskiej sceny politycznej. Stworzenie dwubiegunowego systemu partyjnego, być może z jakimiś drobnymi przystawkami w postaci PSL-u i SLD, scementuje system partyjny na tyle mocno, że władza Platformy Obywatelskiej na długie lata pozostanie niezagrożona. Brak alternatywy jest w tej chwili największą siłą Tuska.


Z czym więc będzie się kojarzył premier Tusk? Niewątpliwie wyróżnikiem będzie umiejętność trwania przy władzy, której dotychczas brakowało wszystkim jego poprzednikom. Z perspektywy samego premiera i popierających go zastępów partyjnych działaczy to sytuacja wymarzona. Dla Polski, to jednak utrata kolejnych lat i szansy na trwały, cywilizacyjny skok. Obyśmy tylko nie doczekali czasów, kiedy refleksja opinii publicznej w ocenie rzeczywistej wartości Tuska i Platformy Obywatelskiej przyjdzie zbyt późno a religia trwania przerodzi się w demokratyczny terror z jednym aktorem o różnych twarzach.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...