27 października 2007

O co chodzi Gronkiewicz-Waltz?!

Z uwagą wysłuchałem a potem przeczytałem wywiad z Panią Hanną Gronkiewicz-Waltz w audycji Radia RMF i Newsweek'a. Kilka uwag wygłoszonych przez Prezydent miasta zwróciło moją uwagę. Niestety nie potrafię zrozumieć o co jej chodziło, więc może ktoś z czytelników naszego portalu ma pomysł i mi podpowie. Odpowiedzi proszę przesyłać na nasz adres mailowy, zaś niżej prezentuję cytaty, gdzie pojawiły się moje wątpliwości ze zrozumieniem Pani Waltz.
Wątpliwość 1. O Janie Rokicie: "To jest politycznie niepoważne i to już jest sprawa Nelly Rokity, która - rozumiem - odesłała swojego męża na ławkę do poczekania, do czasu aż ona się zrealizuje politycznie i w małżeństwie ma prawo tak zrobić, ale nie może być takiej schizofrenii, że mąż jest w jednej partii, a żona w drugiej". Pamiętacie Państwo jak kiedyś w jednym z programów Tomasza Lisa "Co z tą Polską?" Gronkiewicz wydzierała się na posła Brudzińskiego z PiS, że jest seksistą i nienawidzi kobiet bo śmiał do niej publicznie powiedzieć, że jest damą. Nie o słowa posła jednak chodzi, ale Prezydent Warszawy. Jak bowiem rozumieć, co autor chciał nam powiedzieć. Że żona ma się męża słuchać i być jego alter ego, czy może na odwrót. Jakby nie patrzeć, to chyba seksizm. Słowem mąż i żona nie mogą się różnić w poglądach politycznych. Chyba, że ktoś ma inne wyjaśnienie tej zagadki przemyśleń Pani Waltz?!
Wątpliwość 2. Personalia spółek Skarbu Państwa. "Generalnie trzeba przepatrzeć szybko budżet, odpolitycznić wszystkie spółki Skarbu Państwa (...). Na drodze konkursów, ale - myślę - musi to być przede wszystkim odpolitycznienie, tzn. to muszą być osoby, które mają bardzo duże doświadczenie w Polsce i za granicą, są świetnymi finansistami - oni powinni być menadżerami. I przede wszystkim pracować do końca, żeby nie było więcej pokusy.. ". No jak to jest? No słusznie prawi Gronkiewicz-Waltz. Ale mam jednak wątpliwość, bowiem sięgam pamięcią do zdarzeń opisywanych przez Gazetę Wyborczą a związanych z obsadzaniem i zawłaszczaniem spółek miejskich i wojewódzkich. Pamiętacie Państwo jak to było i jacy ludzie byli mianowani. Może więc ktoś będzie umiał mi wyjaśnić tę rozbieżność, która powstaje po zderzeniu rzeczywistości samorządowej, w której obraca się Pani Prezydent z wypowiadanymi przez nią słowami.
Wątpliwość 3. Eliminacje. "Legia będzie gotowa na eliminacje. Myślę, że to będzie wkrótce. Ja specjalnie to wywołałam, żeby to nie było na ten rządu, żeby minister podjął w ciągu kilku tygodni podjął ostateczną decyzję, a na razie ministra jeszcze nie ma". O jakie eliminacje chodzi Pani Prezydent. Bo mi się zdaje, że kraj który organizuje mistrzostwa Europy w piłce nożnej, w żadnych eliminacjach nie uczestniczy. Słowem, albo Gronkiewicz ma braki w zakresie piłki nożnej, albo.... no właśnie, może ktoś mnie oświeci!
Wątpliwość 4. Stadion Narodowy w Wawrze. "Nie gdzie są tory wyścigów konnych, bo to jest zabytek, tylko obok. A może Wawer, który może jest trochę za mały, ale tam też jest. Myślę, że jest kilka takich miejsc". Nareszcie, wszyscy złośliwcy, którzy wyśmiewali mój piękny Wawer dostali pstryczka w nos. Mój Wawer, w którym się wychowałem i znam znacznie lepiej niż mieszkająca w nim od kilku lat Prezydent Warszawy, dzięki jej doskonałym pomysłom może gościć najlepsze europejskie drużyny. Tylko gdzie? Ja jestem ZA, ale gdzie w Wawrze może powstać stadion? No gdzie? Proszę o pomoc bo choć w Wawrze spędziłem 29 lat...to odpowiedzi na tak postawione pytania nie znajduję.
Osobom, które zechcą wyjaśnić moje wątpliwości i zechcą przetłumaczyć co miała na myśli Pani Prezydent, będę dozgonnie zobowiązany.

23 października 2007

chapeau bas

Zwycięstwo Platformy jest niekwestionowane. Chapeau bas, kapelusz z głowy, wynik jest rzeczywiście imponujący. Można się zastanawiać skąd tak nagły przypływ sympatii dla liderów Platformy, skąd ta niezwykła wiara w narodzie w obiecany przez Tuska cud.


Może zmęczenie dotychczasowym premierem osiągnęło już apogeum a może naród uwierzył, że szybko może być lepiej, więcej autostrad, dobrze zarabiających pielęgniarek i lekarzy, więcej młodych już nie wyjedzie do Irlandii....a może jeszcze coś innego.


Niektórzy wskazują, że przyczyna porażki PiS tkwi w przegranej przez Kaczyńskiego debacie telewizyjnej i nieporadnej próbie wykorzystania afery łapówkarskiej w roli głównej z posłanką PO Beatą Sawicką. Pewnie rację mają ci, że wiele osób nie zważając na chciwość i przestępstwo jakiego dopuściła się członkini PO, została przekonana łzami posłanki o wyjątkowej tragedii jaka dotknęła zarówno ja jak i jej rodzinę. Fakt, bagno jakie zafundowała sobie i swoim bliskim, może budzić współczucie.


Nie twierdzę jednocześnie, że sukces PO opiera się na współczuciu wywołanym łzami posłanki Sawickiej. Przeciwnie, dostrzegam pracę jaką wykonano i chylę czoła przed zwycięzcami. Ale dla nich to dopiero początek. Ciekawe czy wyciągną wnioski z nauki jaką dał im premier Kaczyński. I ciekawe czy mając wszelkie instrumenty władzy publicznej posuną się do działań, jakie stosowali wewnątrz partii. Władza rozpieszcza, a grono klakierów tylko dodaje odwagi do podejmowania szaleństw i sprzyja myśleniu o bezkarności. Ciekawe, czy zabraknie im wyobraźni....ciekawe! W każdym razie najpóźniej za 4 lata, dowiemy się!

20 października 2007

...a może we wtorek...

Otwarcie ulicy w poniedziałek - tak brzmi tytuł artykułu zamieszczonego w Dzienniku. Odnosi się do rzeczy banalnej. Terminu otwarcia remontowanej od wielu tygodni ulicy Puławskiej. Dzięki "sprawności" władz Warszawy nikt nie może dokładnie powiedzieć kiedy to nastąpi. Słowem, jeśli nie w poniedziałek, to może we wtorek...a jak się nie uda, to może w środę...

Wiceprezydent Warszawy Jacek Wojciechowicz zapewniał, że Puławska będzie otwarta w środę, a najpóźniej w czwartek. Dziś, Bogu dziękować, mamy sobotę. A otwarcia jak nie było, tak nie ma. Gronkiewicz-Waltz zapewnia, że nastąpi w poniedziałek, i że nie bierze odpowiedzialności za słowa swojego Wiceprezydenta.

Pomijam rozbieżności w ustaleniu terminu otwarcia tej niezwykle ważnej dla komunikacji w Warszawie ulicy między najważniejszymi w mieście urzędnikami, ale odżegnywanie się od słów własnego podwładnego, jednego z najbardziej zaufanych to już przejaw wyjątkowej głupoty i to nie tylko politycznej. Przyznaję, że z podobnym zachowaniem spotykam się po raz pierwszy. Choć z drugiej strony, gdyby przyjrzeć się polityce PO w Warszawie i przypomnieć sobie choćby odwołanie przewodniczącego Rady Warszawy dlatego, że zbyt mocno popierał Prezydent miasta, to czego można się spodziewać po reszcie tych pożal się Boże lokalnych politykierów.

Wróćmy jednak do Puławskiej. W trakcie, gdy władze Warszawy szukają wspólnego terminu otwarcia kierowcy nadal muszą szukać innych dróg dotarcia do centrum miasta. Nie należę, delikatnie rzecz ujmując, do entuzjastów obecnych władz Warszawy. Szczerze jednak przyznam, że życzę im szybkiego ukończenia i otwarcia dla ruchu Puławskiej. Bynajmniej nie dlatego, że moje uczucia do Pani Prezydent uległy zmianie. O nie! Na to liczyć nie może. Po prostu, nie chcę dłużej stać w korkach.

08 października 2007

O 100 procentowych warszawiakach raz jeszcze

Obiecałem sobie, że nie będę więcej znęcał się nad nieudolnością polityków warszawskiej PO. Co jednak mam począć, kiedy sami kreują tematy na nasz portal. Niewiele czasu musiało minąć i mój ulubieniec, wybitny polityk i analityk zarazem, Andrzej Halicki musi zaklejać własne billbordy.

Jak donosi Rzeczpospolita hasło, które zamieścił na swoich materiałach (przypomnijmy jak brzmiało: Warszawiak na 100 procent) tak zdenerwowało władze krajowe PO, że teraz jego plakat będzie bez wyborczego sloganu. Trudno się dziwić zdenerwowaniu kreatorów kampanii Platformy, bowiem może ono trafiać do wyborców, ale na pewno nie przekona tych, co chcieli głosować na lidera PO – Donalda Tuska, gdańszczanina i Kaszuba.

Biorąc pod uwagę decyzję władz Platformy problem będą mieć jednak wszyscy kandydaci Platformy, którzy kandydują z warszawskich list. Można sobie bowiem zadać pytanie, czy przyznanie się do warszawskich korzeni nie będzie odczytane jako faux-pas. Skoro lider nie życzy sobie, aby 100 procentowy warszawiak – Andrzej Halicki, przyznawał się do swoich korzeni, to znaczy, że nikt się do nich nie przyzna. Pamiętam, że w poprzedniej kampanii wyborczej jedna z kandydatek PO do Parlamentu miała hasło, które, o ile dobrze pamiętam, brzmiało następująco: „W Warszawie od pokoleń”. Przyznam, że było i jest bardzo trafione. Założę się jednak, że w tych wyborach już go nie użyje. Czy to znamiona wewnątrzpartyjnej psychozy? Sądzę, że tak.

W ogóle warto w sposób szczególny przyjrzeć się materiałom kandydatów PO i sprawdzić czy którykolwiek z nich będzie pisał cokolwiek o związkach z Warszawą?! A może obecnie „trendy” jest pisanie na materiałach wyborczych na przykład takich treści: widziałem polskie morze, kocham mewy, widziałem Gdańsk, zawsze czułem się Kaszubem etc.

Skądinąd zabawnie brzmiał lider listy PO w Poznaniu Waldy Dzikowski w programie emitowanym w TVN24 w pojedynku z Zytą Gilowską. Zarzucił jej, że jest spadochroniarzem i że dziwi go, że nie kandyduje z Lublina. Ciekawe czy podobnie dziwił się, gdy Tusk decydował się na kandydowanie z Warszawy. Na to pytanie odpowiedzi niech udzielają jednak kandydaci PO z Warszawy, co to chyba będą mieć problem, aby w kampanii przyznać się, że są z Warszawy.

07 października 2007

W ilu procentach Tusk jest warszawiakiem?!

Wybitny PR-owiec Platformy, Andrzej Halicki, wyprodukował billbord, na którym zamieścił hasło: „Warszawiak na 100%”. Nie wiem, co ma mówić to hasło o Halickim. Z pewnością jednak mówi dużo o liderze listy, z której kandyduje sam Halicki. Lider Platformy otwierający jej listę w Warszawie, takiego hasła nie mógłby bowiem zamieścić.
Donald Tusk jest typowym spadochroniarzem na listach PO w Warszawie. Nigdy nie miał nic wspólnego z Warszawą, zawsze był w niej gościem, czy to jako turysta, czy też służbowo wykonując obowiązki zawodowe związane z pełnieniem od wielu lat mandatu parlamentarzysty. Nikt w Warszawie, przy zdrowych zmysłach, nie będzie w stanie powiedzieć, choć jednej dobrej rzeczy (złej oczywiście też) o działalności Tuska w naszym mieście. Nie można, bowiem człowiek ten nie ma nic wspólnego z Warszawą.
I trudno mieć mu za złe, że zwykle zajmował się swoim okręgiem wyborczym. W końcu jest z Gdańska i zawsze reprezentował w Parlamencie Pomorze. Za to Tuska winić nie można. Wykonywał swoje obowiązki. Lepiej lub gorzej, nie mnie oceniać, ale konsekwencją tego jest proste stwierdzenie, że Tusk w Warszawie jest ciałem obcym.
Do partii należy decydowanie, jakich ma liderów i kogo wystawia na listach. PO podjęła decyzję, że pierwsze, prestiżowe miejsce w Warszawie dostanie jej lider. Trochę, jak sądzę, ma to związek ze słabością obecnych, warszawskich struktur PO. W ogóle Platforma ma problem z liderami. Odkąd skutecznie „dwór Tuska” wycina wszystkich wyróżniających się ponad przeciętność, na pierwszych miejscach list PO odnaleźć można postacie mało znane lub całkiem anonimowe.
Nie inaczej jest z Andrzejem Halickim. Choć jego polityczna kariera zaczęła się w Kongresie Liberalno-Demokratycznym (przypomnijmy: pierwsza partia Tuska) to później znikł on na kilka lat zajmując się „biznesem”. Wrócił wraz z Gronkiewicz-Waltz dzięki Schetynie i Tuskowi a nie własnym umiejętnościom czy skuteczności w działalności politycznej.
Zabawne jest jednak to, że jego kampania wizualna, plakatowa, billbordowa opiera się na haśle, które ma go odróżniać od lidera własnej listy. O Tusku można bowiem powiedzieć wszystko, ale na pewno nie to, że jest 100% warszawiakiem. Zresztą trudno byłoby o nim powiedzieć, że w ogóle w jakimkolwiek procencie jest warszawiakiem. Słowem, wyborcy PO mają prosty wybór: albo głosujesz na 100% warszawiaka Andrzeja Halickiego, albo na spadochroniarza Tuska. Taki bowiem przekaz można odczytać z hasła kandydata na posła Andrzeja Halickiego.
I co tu się dziwić, że Platforma, która zaczynała kampanię z kilkuprocentową przewagą nad PiS dziś według wszystkich sondaży jest za PiSem. No ale cóż…jak się ma takich specjalistów od PRu, to co tu się dziwić?!

02 października 2007

Wszystkiemu winni piskorczycy

Odnoszę wrażenie, że obecnie w Platformie nieObywatelskiej każdy, któremu coś nie wyjdzie ma proste wyjaśnienie dla swoich niepowodzeń. Wszystkiemu winien jest Piskorski i osoby z nim współpracujące. Nie inaczej jest z wynurzeniami mocno sfrustrowanego, niedoszłego senatora z ramienia PO niejakiego Grzegorza K-Z. Z litości nie wymienię jego nazwiska.

Otóż, jak można wnioskować z artykułu red. Jana Fusieckiego zamieszczonego w Gazecie Stołecznej, niejaki Grzegorz K-Z nie zdołał zebrać wymaganych podpisów pod własną kandydaturą. 3000 podpisów przerosło możliwości tego wybitnego polityka współczesnej Polski. Wyjaśnienie zagadki jest tyleż proste, co jakże przewidywalne. To wina tzw. „piskorczyków”. Tym razem okazał się nim Andrzej Szklarski. Nie wiem czy powinienem wyrażać publicznie ubolewanie w stosunku do Andrzeja z powodu kolegów partyjnych, z jakimi musi współpracować, bowiem może mu to tylko zaszkodzić. Przekonywać publicznie, że jest człowiekiem niezdolnym do sugerowanych publicznie wobec niego oskarżeń też nie powinienem prostować, bo może to być jedynie gwóźdź do trumny jego politycznej kariery w PO. Słowem, jako znany piskorczyk, powinienem o Andrzeju wyrażać się jak najgorzej odsądzając go od czci i wiary, aby tacy ludzie jak Grzegorz K-Z nie mieli używania na osobach, które zasługują na sympatię i szacunek. Tylko jakoś nie mogę. I chyba Andrzej mi wybaczy, że ani nie potrafię, ani nie chcę o nim źle pisać – bo kłamać nie umiem.

Dlatego pisząc prawdę i tylko prawdę przypominam sobie jak często w gabinecie Pawła Piskorskiego widywałem działacza PO, niejakiego Grzegorz K-Z. Jak zabiegał o spotkania, jak zapraszał na konferencje, jak często ściskał mu dłoń i jak bardzo zależało mu być w gronie kolegów …. może nawet chciał być piskorczykiem!!!

I tylko niesmak pozostaje, jak bardzo ludzie się zmieniają. Dobrze, że choć niektórzy, jak Andrzej pozostają przyzwoici. Dla jego dobra w tych szalonych i chorych czasach, jakich przyszło nam żyć – nazwiska nie wymienię.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...