Plan Tuska jest więc tyleż prosty, co jak pokazuje historia
skuteczny. Gdy jakaś trudna sprawa zaczyna parzyć premiera i otaczające go środowisko
polityczne, wówczas pojawia się temat zastępczy. W przypadku największych
rządowych wpadek premier sięgał do narzędzia rządowej miotły. Tak postąpił, gdy
na jaw wyszły sprawy związane z tzw. aferą hazardową. W zasadzie poza Sawicką i
Chlebowskim główni bohaterowie tamtych wydarzeń mają się dobrze. Sprawę jednak,
wobec szybkiej reakcji premiera skutecznie udało się zatuszować, rozmyć a ekipa
rządowa wyszła z niej praktycznie bez szwanku. Podobny mechanizm premier będzie
realizował w przypadku zdarzeń związanych z Amber Gold i zjawiskiem nepotyzmu w
szeregach PO. O ile w przypadku tego drugiego problemu sprawa wydaje się
prostsza, o tyle co powie Marcin P. może być dla premiera i samej Platformy
znacznie trudniejsze do zakopania pod dywanem zmian rządowo-parlamentarnych.
O nepotyzmie, który jest nowotworem polskiej demokracji
media będą zapewne pisać jeszcze nie raz. Premier ma jednak w tym przypadku
solidny argument, który usprawiedliwia jego brak reakcji. Podobnie postępują
wszystkie partie – nawet te, które dziś skutecznie atakują PO za brak nadzoru
nad własnymi działaczami. Choć raczej należałoby mówić o skutecznej polityce
personalnej obliczonej na zawłaszczenie każdej, nawet najmniejszej przestrzeni
życia publicznego „dla swoich”. Jeśli więc PiS czy SLD czy jakakolwiek inna
partia pokazuje skandaliczne działania PO, to premier może zawsze użyć argumentu,
że partie te równie skutecznie w czasie własnych rządów zawłaszczały publiczny
majątek.
W końcu również wypowiedzi Marcina P., oszusta i złodzieja,
staną się z czasem mniej wiarygodne niż zapewnienia premiera o uczciwości intencji
w działaniu wszystkich organów państwa przy próbie wyjaśnienia sprawy Amber
Gold. Na to wszystko, z końcem wakacji, premier wrzuci klika kontrowersyjnych
reform, wróci sprawa in vitro i związków partnerskich, Jarosław Kaczyński i
kilku jego wyznawców ujawni swe mądrości na łamach Gazety Polskiej i sprawy
dziś trudne dla rządu Tuska w zasadzie pozostaną zamknięte.
Na korzyść premiera przemawia czas i rozmydlanie problemów. Podrzucanie mediom nowych politycznych celebrytów w rodzaju ministry Muchy, skupianie uwagi „widzów” na tematach, w których premier nie występuje w roli ofiary, ale recenzenta.
Pozostaje jedynie pytanie, czy premier jest nadal
wiarygodny. Większość jego zapowiedzi programowych okazała się całkowicie bez
pokrycia. Ile razy można bowiem obiecywać rozwiązanie spraw związanych ze
sztucznym zapłodnieniem, związków partnerskich, reformy emerytalnej górników,
obniżenia podatków, wolności obywatelskich, nowych autostrad, szybkich i
schludnych kolei, kompetentnych urzędników czy zmian w systemie oświaty. W
końcu nawet wyborcy PO zaczną porównywać słowa Tuska z rzeczywistością. I to może
być główne zmartwienie premiera. W końcu tych, którzy zaczną sprawdzać, może
być na tyle dużo, że zachowanie obecnej pozycji hegemona na scenie politycznej,
okaże się niemożliwe nawet dla Platformy Obywatelskiej. Wydaje się, że wyborcy
PO są w stanie znieść wiele, ale chyba nie to, że premier przez dwie kadencje „nabijał
ich w butelkę”. Biorąc więc pod uwagę dokonania rządów Tuska i efekty jego
działań, premier ma prawo być spocony.